niedziela, 7 lutego 2021

nieprzewidywalny dzień

Plan to takie przewrotne słowo klucz. Plan przeważnie się ma jak nie na życie to na jeden dzień. Planujemy co będziemy robić, co jeść, z kim kiedy jesteśmy umówieni to wszystko jest jakis plan. Planem na ten dobiegający końca weekend były spotkania ze znajomymi, ba z przyjaciółmi! Efekty planów są różne, w tym przypadku mało przyjemne. Przygotowywałam się kilka dni do tej niedzieli. Panikowalam całą sobotę czy ten w sumie trochę spontaniczny pomysł jest dobrym pomysłem. Życie zweryfikowało, wygrał strach. Strach przed pogodą, strach przed zobowiązaniami zawodowymi i konsekwencjami. Do rzeczy, mieliśmy plan na weekend w Krakowie, a raczej niedzielę. Troszkę u A, a trochę u E. Jak skończyły się plany? Pokonane przez nieprzewidywalność pracy P i pogodę która zapowiadała się kiepsko. Byliśmy co prawda w Krakowie, bo taka P miał trasę tylko nie przewidzieliśmy że będziemy mieli na powrót towar i tu zrobiły się schody. Nerwy że zawiódł, że specjalnie jechałam, że akurat dziś jakby nie mogło być wczoraj albo jutro. Ale takich sytuacji nie przewidzimy. Drugim czynnikiem przeciw planom była pogoda, alerty o dużych opadach które się nie sprawdziły, ale jakby jednak to droga byłaby ciężka szczególnie dużym autem. Ale takie jest życie czasem trzeba przeprosić i przeboleć że się coś obiecało, wybaczyć rzeczy niezależne od nas, ukryć przykrość żeby nie bolała bliskich. Może kiedyś jakiś plan się powiedzie. Może kiedyś....

piątek, 1 stycznia 2021

2020/2021

Ten miniony rok nie należał do najgorszych... Mimo wszystko był to rok dużych zmian. Stary spełnił te większe marzenia z mojej listy. Życie dało po dupie trochę mniej mimo braku pracy. Finanse nie są najgorsze, miłość weszła na następny etap, mieszkanie jest nasze i nasza praca w jego wyglądzie, rodzina się powiększyła, nie widzę wad. 
Proszę aby 2021 nie był złym rokiem. Niech będzie lepszy od poprzednika. Chce zdrowia dla nas i naszych rodzin, pracy dla obojga, z której będziemy zadowoleni i żebyśmy nadal byli narzeczeństwem. Nie wiem czy to wiele. Liczę że będzie dobrze. 

poniedziałek, 28 grudnia 2020

Święta święta i po...

Jak minęły mi święta? Najlepszym określeniem będzie "nieoczekiwanie". 
Prze świętami mnóstwo pracy, przygotowań, nieprzyjemności, ale o dziwo bez wojen domowych i kłótni, za co jestem wdzięczna. 
Wigilia pracowita, aż za bardzo i wieczorem było nerwowo, a po telefonach rodziców przykro. Ale mam najlepszego faceta świata i będę to zawsze podkreślać, wspierał i zaskakiwał przez cały wieczór. A przy wigilijnym stole w blasku choinki zaskoczył najbardziej. 
Boże Narodzenie było pod znakiem przyjaźni i alkoholu a co za tym idzie było przyjemne do czasu aż goście wyszli i alkohol przypomniał w jakim stężeniu płynie w żyłach. Stawy mi tego szybko nie zapomną, a przyjaciółka kiedyś się zemści... 
Drugi dzień świąt zaczęłam od samolotu i szklanki wody z cukrem oraz barszczyku i boczku. Myślę że prysznic też pomógł... Jak już stanęłam na nogi trzeba było wsiąść w samochód z dzieckiem oczywiście na kolanach i zawieźć ostatnie prezenty, a i nowiny. Czyli drugi dzień świąt był rodzinny. Mnóstwo hałasu i rozmów. Zaskoczeń i milczenia. Dziwnie było ale byłam na innej pozycji niż do tej pory i dobrze się czułam. A najlepsza decyzja był nocny powrót do domu. 
Trzeci dzień świąt był wkoncu dniem odpoczynku w naszym domu z naszą malutką książniczka. 
Tak te święta zapamiętam na długo. 

czwartek, 10 grudnia 2020

Jak tu nie mieć nerwicy i depresji...

Post z cyklu jak żyć w zwariowanym świecie wokół smutku... Nadszedł j...akże kochany grudzień. Chciałabym aby chociaż jeden ku..a od kilku ładnych lat był szczęśliwy. Czy całe nieszczęście w mojej rodzinie kumuluje się i na koniec roku pęka jak worek Mikołaja? 
Tak, tak znów grudzień i choroba w rodzinie. I to jak zawsze nie byle jaka... Oczywiście że w domu mym rodzinnym rozpanasza się wirus. Jak mam siedzieć spokojna? Jak mam się nie denerwować? Jeszcze wszyscy się kłócą jak zawsze...

wtorek, 8 grudnia 2020

Grudniowe komplikacje... A może to przeznaczenie

Jaka panuje sytuacja na świecie każdy wie, tak jak każdy wie, że jest grudzień i zbliżają się święta. Święta Bożego Narodzenia od wielu lat są dla mnie bolesne. Przez wiele lat grudzień przynosił stratę osoby bliskiej, bardziej lub mniej w oczach ludzi i zaskakująco bardzo bliskiej mojemu sercu. Święta Bożego Narodzenia są świętami rodzinnymi, a dla mnie bardzo ważnymi pod kontem spotkania z rodziną. Ten rok wiele rzeczy poddał w wątpliwość, wiele zmienił i za dużo wymusił. Aktualnie sytuacja poddaje w wątpliwość spotkanie z rodziną w czasie świąt. Ustaliliśmy, że mimo wszystko Wigilię spędzimy we troje w domu. Nasze pierwsze Boże Narodzenie w domu, choć mieszkamy tu już dwa lata i mówiłam, że muszą być spełnione pewne warunki do tego. Warunki się nie spełniły, sytuacja skłoniła mnie do zmiany decyzji. Praca P rano i jazda do rodzicow na sygnale, zeszłoroczna Wigilia i nerwy związane z brakiem decyzyjności, obecność naszej malutkiej księżniczki, to wszystko czynniki za świętami w domu. Jednak gdzieś w środku była odrobinka nadziei że jednak Boże Narodzenie spędzimy na wsi mimo wszystko. Dziś ta odrobinka zachodzi mgłą i jak wszystko w tym roku zasłania ją ryzyko. Stało się ono strasznie bliskie. Martwię się. A z drugiej strony może tak ma być. Może coś to wszystko ma nam dać. Może ma drugie dno. Chorobą zawsze ma drugie dno. Pomaga nam dostrzec więzi, których nie widzieliśmy, albo zasłaniały je jakieś nieprzyjemności. Kto wie co przyniosą najbliższe tygodnie? Mam nadzieję że nic niebezpiecznego i uda nam się przetrwać to wszystko psychicznie... 

piątek, 4 grudnia 2020

Obiecać jest łatwo

Obiecujemy sobie różne rzeczy, zarówno sobie samemu jak i innym wokół nas. Obietnica jest słowem, które ma duże znaczenie i łatwość wypowiedzi zarazem. Słowa wypowiedziane dla innych mają znaczenie mocniejsze niż dla nas samych. Czy naprawdę konieczne jest składanie obietnic? Czy nie możemy powiedzieć "postaram sie" "jeśli się uda" "być może"?Świat jest tak nieprzewidywalny że nasze obietnice składane szczerze mogą rozsypać się jak domek z kart w krótkim czasie. Po co dawać nadzieję innym. Po co dawać nadzieję sobie.
Obietnice składane samemu sobie są jeszcze bardziej bezsensowne. Obiecujemy sobie systematyczność w jekichs czynnościach, powściągliwość, zmiany zachowania, ale czy udaje nam się ich dotrzymać? Sami siebie nie skarcimy tak dotkliwie nie zawiedziemy się na sobie do tego stopnia żeby zabolało i następna obietnica była skuteczną. Po co obiecywać? 

czwartek, 29 listopada 2018

Czas... To czego brakuje dziś wszystkim

Czasu jest mało odkąd pracuje i odkąd jest ciemno jak z tej pracy wychodzę. Ale czy napewno jest go tak mało jak nam się wydaje? Może tworzymy sobie za dużo zajęć i pracy zabierając sobie czas na odpoczynek? My dwoje, chyba tak ostatnio działamy tworząc nasz dom.

Zmęczona niemiłosiernie, ale szczęśliwa. No dobra szczęśliwa będę jak to wszystko się skończy i będę mogła w spokoju usiąść w fotelu... W mniejszym pokoju naszego mieszkania.

Przeprowadzka jest tym czego najbardziej się obawiałam i co nakręcało mnie żeby jednak szukać tego idealnego mieszkania. Żeby przeprowadzić się raz a dobrze na kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat. Ten tydzień na pudełkach dał mi bardzo w kość, rekompensatą jest nakręcenie P mówiącego "jedzmy zajrzeć do domu". Już niedługo będziemy tam spędzać każdy dzień. Wspólnie. Cieszy mnie to i bardzo kocham.

niedziela, 21 października 2018

Samotna niedziela

Są takie dni kiedy potrzebujemy samotności, ale są też takie gdy oddalibyśmy wszystko, żeby ktoś był obok. Dzisiejszy dzień spędziłam samotnie. Osiągnięcia hmmm zrobiony żel na paznokciach, bo jutro do pracy i nowa ma przyjść więc trzeba się pokazać... I obiad ugotowany... Wczoraj ogarnęłam kuchnie i pobieżnie łazienkę, dziś pokój. Czy to duże osiągnięcie dla normalnej osoby? Nie, ale ja się czuję fatalnie więc jestem zadowolona że dałam radę.
Jutro kolejny dzień pracy. I jutro ma się okazać czy życie się okaże pozytywne. Czy marzenia się spełniają? Podjęliśmy decyzję, która napawa mnie lękiem z jednej strony, a z drugiej jest jednak małym marzeniem, choć ryzykownym. Ale kto nie ryzykuje ten nie ma. Być może jutro zacznie się układać nowe? Kto wie co przyniesie dzień?

niedziela, 16 września 2018

Może to pomoże...

Ostatnio pisałam równo rok temu. Zastanawiam się czy to jesienna chandra skłania mnie do przemyśleń i zaglądania tu w to miejsce, czy moja życie każdego roku potrzebuje podsumowań i jakiegoś rodzaju oczyszczania, postanowień zmian... Jak zwykle nie wiem.
Co mnie dziś zaprowadziło tutaj? Jak zwykle okropne samopoczucie. Powodu nadal nie znam, a może nie chce się przyznać sama przed sobą co jest powodem... Ostatnie miesiące wprowadziły w moje życie zmiany, większe i mniejsze, lepsze i gorsze, ale napewno skłaniające do przemyśleń.
Cóż może po kolei, jednak nadal staram się porządkować to wszystko, a to trudne zadanie. W ciągu tego roku kilka rzeczy zrozumiałam, kilka decyzji zostało podjętych, kilka słów wypowiedzianych za dużo. Decyzją, z którą podjęliśmy jeszcze w zeszłym roku i nadal nie znalazła rozwiązania jest zakup mieszkania. Tak, w wieku 24 lat chcemy znaleźć swoje miejsce na ziemi i kąt, w którym będziemy podejmować nasze decyzje, rozwiązywać nasze problemy i dzielić nasze radości. Cel jest ciężki do osiągnięcia, gdy ma się wizje ideału i okrojone fundusze. Kredyty nie są dobrym rozwiązaniem, a pożyczka rodzinna jest ograniczonym źródłem finansowania. Mam ciągłe wrażenie że jestem ogranicznikiem w osiągnięciu celu. Ciągle słyszę że piętro musi być niskie bo ja nie dam rady wejść, bezpieczna okolica bo ja się będę bać, spora kuchnia bo mi się marzy, i wiele innych. I tak cholernie bym chciała się wynieść z tej piwnicy, ale mam tak cholernie dość szukania mieszkania.
Druga znaczna zmiana była nieunikniona, mianowicie koniec studiów. Mam wrażenie że nie da się przygotować na zmiany etapów w życiu... Sama w sobie obrona i wcześniej pisanie pracy przysporzyło mi wielu nerwów i odbiło się na zdrowiu. Presja czasu, świadomość niewielkiej wiedzy i słabego przygotowania nie pomagają. Dodatkowym czynnikiem stresowym była presja (dziś myślę że trochę wyimaginowana) rodziny, jak to by wyglądało jakbym się nie obroniła w lipcu... A jednak się udało. Co poczułam po wszystkim? Strach, starość, brak planu.
Perspektywa powrotu do rodziców nie była zachęcająca, szukanie pracy bezowocne. Jednak, z pomocą krążących wokół dobrych dusz, udało się. Czy to wymarzone miejsce do pracy? Nie. Czy idę tam z uśmiechem? Nie. Czy chce pracować w zawodzie? Tak. Różni są ludzie i tworzą różną atmosferę pracy... Nic się na to nie poradzi. Jedni będą pracować dla pieniędzy, inni szukać spełnienia. A ja pracuję żeby się utrzymać, ale dodatkowe zmęczenie psychiczne jest mi więcej niż zbędne. Jestem wdzięczna dobrym duszom za nakierowanie mnie w kierunku tej firmy, jednak wiem że za jakiś czas będę szukać dalej.
Następne na liście problemów jest zdrowie. Reumatycznie jest znośnie, ale choroba z jaką żyje lubi być drzwiami dla różnych innych. I tym sposobem od prawie roku wymiguje się od badań u innych specjalistów. Jak długo jeszcze będę się wykręcać ze strachu przed diagnozą nie wiem. Ale jest to uciążliwe nie tylko dla mnie. Odbija się rykoszetem od moich bliskich.
A skoro już mowa o bliskich to był to ciężki rok strat... Tzw. porządków życiowych. Odsuwa się odemnie z każdym dniem więcej osób. Czy boli? oczywiście i mam świadomość że wina leży po środku a może nawet bliżej mnie. Ale nie radzę sobie ze sobą na tyle żeby szukać sił na trzymanie ludzi przy sobie. Zrozumienie jest sztuką mającą niewielu dobrych mistrzów. Ci co starają się rozumieć są cały czas obok.
Marudzę już długo to może przejdę do stabilności tego czasu? Stabilizatorem mojego życia jest wciąż P. i mam nadzieję że jest jedną z tych osób które starają się rozumieć, szczególnie że życie ze mną jest bardzo ciężkie. Sama się dziwię że jakoś to wytrzymuje, ale on ma wyjście,choć nie chcę żeby z niego korzystał... Moje uczucia wzmacniają się z każdym dniem, miesiącem, rokiem coraz bardziej. Idę na coraz więcej kompromisów. Staram się pracować nad tym co nas łączy i nad sobą samą, żeby go nie stracić. I jest bardzo bardzo ciężko, pochłania to większość mnie. Ale chcę się zatracać w tym wszystkim. Chce prać skarpetki, gotować obiadki, tulić wieczorami i martwić się. Po prostu kochać. I marudzę, i narzekam, i wymagam, ale kocham i w duchu odpuszczam sobie wiele żeby było lżej się dogadać.
Ogólnie rzeczy ujmując. Psychika siadła mi doszczętnie, a moim tlenem i napędem ON. Otuchą dobre dusze. Zabójstwem życie.

piątek, 15 września 2017

piątek

Jest połowa września, praktycznie koniec wakacji... Jak mi minęły? Ciężko, to najlepsze słowo... były awantury, była cisza, były pretensje, był brak zrozumienia, ból. Najwięcej jednak tęsknoty... P. pracuje, dużo, chyba nawet ponad siły, a ja powiedziałam na początku że potraktuje jego wakacje jakby po prostu pojechał do pracy, nie będę miała pretensji że go nie ma, że nie ma czasu, że się nie widzimy. jak zapowiedziałam tak starałam się robić. Oboje w te wakacje bardzo się staraliśmy/staramy, chcemy zrozumieć choć nie zawsze rozumiemy, przemilczamy, słuchamy, wspieramy, zaskakujemy się wzajemnie pozytywnie o dziwo... Zrozumiałam jak bardzo ważne jest to wszystko miedzy nami i jak ciężkie będzie życie razem... ale mimo wszystko chcę z nim być... tęsknie za wspólnymi porankami i ustawianiem wcześniej budzika tylko po to żeby sie jeszcze przytulić.. tęsknie za sprzeczkami o zakupy o śmieci o sól i pieprz... tęsknie za wspólnym gotowaniem, śniadaniami, drażnieniem się o kawę... za wspólnymi wieczorami w milczeniu... za ciepłem... za nim po prostu... niech te dwa tygodnie miną szybko.



niedziela, 30 lipca 2017

niedziela

Hmm od czego tu zacząć? A! Już wiem, od narzekania! Jak ja się mogę źle czuć... ten upał mnie wykończy... głowa mi pęka i się kręci, nogi odpadają, nadgarstki bolą jak cholera. Ciężkie jest życie z chorobą... życie z chorobą jest cięższe gdy nikt cie nie wspiera a każdy cie wkurwia... matka swoimi idiotycznymi pytaniami w stylu "dlaczego założyłaś te spodnie? czemu nie chcesz sałaty?" i P. swoją ciszą... mój brak chęci do życia dodatkowo rośnie z faktem siedzenia na tym pierdolniku i spierdolonymi planami jakie by nie były jak blisko do ich realizacji by nie było... Mam mega ochotę się stąd wyrwać, mieć powód żeby się upodobnić do człowieka, pomalować, ubrać i po prostu gdzieś się udać, gdziekolwiek o dziwo między ludzi... ale tymczasem musi mi wystarczyć obejrzany Suits odpalony Kapitan Ameryka, dwa smsy od P. i marudna Danka na urlopie... KILL MEE!

czwartek, 20 lipca 2017

Środa/Czwartek

Już prawie północ, a ja stwierdziłam, że chyba czas coś napisać, nawet bardziej skomentować ostatni czas. Wiem, że wszystkie moje posty są praktycznie takie same: D. i wojny domowe, P. i big love, i ogólne narzekanie na studia i życie. Dzisiejszy nie wyjdzie poza schemat.

Aktualnie odbywam opierdoling u rodziców, gdyż od 7 lipca mam wakacje, a dziś dowiedziałam się, iż trwają one aż do października jak nigdy praktycznie. Czy się cieszę? Średnio bo fakt faktem jest to dodatkowy miesiąc laby ale jednak jest to dodatkowy miesiąc u rodziców i dodatkowy miesiąc bez P.  Przyznam, że chciało mi się jakichś fajnych wakacji z ludźmi, których uważam za przyjaciół, w jakichś fajnych miejscach, a wychodzi na to że będą kolejne wakacje z rodzicami i wojną domową. No cóż...

W moim życiu te wojny chyba są na porządku dziennym i na każdym polu. Ostatnio musiałam wiele spraw przemyśleć i poukładać w głowie. Kłótnie w związkach są czasem konstruktywne. Po ostatniej, ostrej, dotkliwej, zażartej potyczce z P.  musiałam przejrzeć na oczy, prawie straciłam ostatnią rzecz, a raczej ostatniego człowieka dla którego w ogóle oddycham. Wiedziałam, że cholernie mi na nim zależy, że chce z nim żyć, ale jestem bardzo egoistyczna i naiwna i chce ciągle więcej i jednocześnie chce tego uczucia, które było na początku, tych namiętnych pocałunków, jego ciepła niezależnie od tego kto patrzy co myśli, chce spojrzeć w jego oczy i zapomnieć ze świat istnieje, tego pożądania które było między nami... Musze się pogodzić z tym, że to minęło i nie wróci i nic z tym nie zrobimy. Zauważyć i docenić wspólne posiłki, docinki przy zakupach, wspólne gotowanie, sprzątanie i filmy. Jakoś żyć razem.. Zauważać takie chwile jak ostatnia niedziela, czułam się szczęśliwa jak był. Widzę jak go boli, że się między nami nie układa, i widzę jak tęskni teraz gdy pracuje i nie ma "nas". Mnie też zajebiście boli, nic nie poradzę, cholernie go kocham i chciałabym dla niego jak najlepiej. Powtarzam sobie: "to tylko 3 miesiące a już pół miesiąca za nami."

Jakoś przetrwamy te 3 miesiące. Powinnam pisać pracę kolejną skoro P. już obronił swoją to w tym roku moja kolej będzie na obronę.. Nie chce mi się, szukam innych zajęć bo nie wiem jak zacząć. Chciałam napisać te najgorsze rozdziały i dlatego ciężko się zmobilizować... Może w Lbn szybciej bym z braku zajęć do tego usiadła, chociaż obawiam się że moje dobre dusze by mi umiliły czas...

Co do dobrych dusz to jest w moim życiu kolejna mniej... Doszłam do wniosku, że koniec z problemami osób którym "nagle zawalił się świat" a tak naprawdę życie do nich zawitało i zobaczyli jak zajebiście się czuje człowiek któremu nie dadzą rodzice milionów, który musi się sam zatroszczyć o siebie, walczyć aby mieć. Nie mam siły słuchać jak jest ciężko, gdy wymyśla się samemu problemy gdzie ich nie ma. I nie chce w życiu takich osób.

Nie chce też wojen z rodzicami, ale te się nigdy nie skończą. Ich nie wyrzucę z życia bo to jednak moja najbliższa rodzina. Nawet jak klne na nich to i tak moi rodzice i brat. Ńie przyznaje ale martwię się i nie wyobrażam życia bez nich jak każdy normalny człowiek... A podupadają na zdrowiu i nic z tym nie zrobimy... Ich wybór bo ich życie a człowiek w życiu nic nie musi...

Łatwiej w życiu sobie powtarzać że musisz coś zrobić bo tak się wydaje ale tak naprawdę wybieramy co robimy i jak się układają niektóre części składowe naszego życia. Ostatnio powtarzam sobie, że muszę schudnąć bo się w nic nie mieszczę. Muszę ćwiczyć. Muszę pójść do szpitala bo chce odstawić te gówniane sterydy. Muszę napisać pracę, znaleźć pracę. Muszę, bo chce...

No i może pozytywnym akcentem tego pesymistycznego vampirzego wywodu o "zwariowanym świecie wokół smutku" będzie ta nutka przy której zaczynałam pisać...



środa, 12 lipca 2017

Nie...

Nie żyć.
Nie być.
Nie istnieć.
Nie zawodzić.
Nie obiecywać.
Nie rozczarowywać.
Nie denerwować.
Nie chcieć.
Nie marzyć.
Nie czekać.
Nie tęsknić.
Nie cierpieć.
Nie kochać...

piątek, 23 czerwca 2017

Piątek

Znów przestałam pisać, nie znaczy to że nie dzieje się w moim życiu nic, ani że zapiłam w trupa (chciałabym), to po prostu wynik lenistwa, braku chęci do życia... Wiem w tym miejscu poleci kilka motywatorów że życie jest spoko... Darujmy sobie...
Ostatnio widzę że post był po juwenaliach, ale suma summarum na kolejny dzień zmieniłam ekipę i było zajebiście.
Co się jeszcze działo? Byliśmy z P w Poznaniu ale to przemilczę. Wojny domowe też sobie daruje... A aktualnie jest sesja i wraz z tym jakże magicznym okresem dla studentów minęła mi chęć życia, mam ochotę rzucić studia w pi.... Ale poczekam do niedzieli na wyniki wczorajszej masakry ucząc się do kolejnej.
Mam mały powrót do przeszłości i z powrotem słucham rapów jak nikt nie słyszy więc wrzucę jakiś kawałek dla umilenia postu

piątek, 12 maja 2017

Czwartek

Byliśmy na Juwenaliach. Wnioski: Happysad jest chujowy, przyjaciół nie poznaje, kocham mojego faceta, potrzebuje się wyszaleć,wytańczyć, wyżyć puki mam siły. 

"Najbardziej samotnym jest się wśród ludzi..."

wtorek, 9 maja 2017

Wtorek

Kiedy jest najlepszy czas na pisanie posta? najlepszy czas jest siedząc samotnie w mieszkaniu, najlepiej w nocy, owinięta w koc i czekając na tą wyjątkową osobę bez której nie możesz zasnąć. Człowiek siedzi i myśli i może nawet coś zrozumie, a może tylko by chciał... Wczoraj pewna osoba pokazała mi jaka jestem głupia i ile w życiu mogę stracić przez tą moją pustą głowę. Zrozumiałam jak bardzo w życiu trzeba zacisnąć zęby jeśli chce się coś osiągnąć, jak wielka może być ludzka chciwość i jak dużą krzywdę robimy sobie nawzajem grając na emocjach, oczekując gwiazdki z nieba. Sama jestem taką osobą, która oczekuje niewiadomo czego, robię awantury znikąd i w sumie nie wiem po co. dostrzegam bezsens tego wszystkiego co się ze mną dzieje ale nie wiem czy z moim charakterem da się jeszcze coś zrobić. Będę się starać, bo nie chce stracić tego co mam, a wszyscy twierdzą, że mam dużo. Szkoda, że ze mnie taka pesymistka...


Teraz wiedzę przez wspomnienia pył
Jak dni dobre brały się z parszywych dni
Jeszcze milczę ile w płucach sił
O tym co raniło mnie do krwi



poniedziałek, 1 maja 2017

poniedziałek

Najgorszy z poniedziałków ostatnimi czasy... siedzę u rodziców i przed chwilą prawie płakałam nad talerzem z odgrzanym ryżem... w sumie nadal mam łzy w oczach i chce to gdzieś z siebie wyrzucić a to jest to miejsce gdzie moge. czuję się samotna, jestem na siebie wściekła za to wszytko co się dzieje w moim życiu... jestem zła że go kocham tak mocno, że rodzice piją już oboje, że nie potrafię się odciąć, że studiuje, że w ogóle żyje. czuje pustkę, tęsknotę, chciałbym cofnąć czas... albo przyspieszyć gdybym wiedziała ze się ułoży, że bedzie lepiej. bez pretencji, bez uważania na wszystko, bez tęsknoty, smutku, robienia rzeczy bo wypada albo na siłe bo ktoś chce... no i się poryczałam!
byliśmy wczoraj w kinie i na koncercie. na tym drugim przez cały czas zastanawiałam sie gdzie jest "mój facet" ten zakochany wariat, a moze tylko udający zakochanego... gdzie ta czułość, ciepło, chemia. czy to wszystko ma jeszcze sens?? czy on wogóle coś do mnie czuje? "powiadomie cie jak coś się zmieni"- stwierdził jak domagałam sie zapewnień o miłości i nie mówi że coś się zmieniło ale ja już nie czuje żeby mnie kochał, albo chciałabym wiecej, przecież zawsze chcemy wiecej niż mamy... jak zawsze jest mi źle i jestem na siebie zła że nie potrafie tego skończyć a on nie robi nic ani w tą ani w tamtą.
może sama sobie jestem winna że tak mam jak mam... w końcu nie potrafie, nie chce działać ze swoim życiem. za każdym razem jak już mówie że coś zrobię, ze się odetnę, ogarne, poukłądam wszystko to tchórze i nic nie robię, nie działam bo sie boje konsekwencji.życia się kurde boje. z jednej strony bym chciała z drugiej się boje i nie mam wsparcia od nikogo tylko każdy kopie dołki i życie też kopie. może jestem pesymistką ale kurde mówienie że się ułoży że jakoś bedzie nie pomaga.
to kiedyś wybuchnie i mnie rozerwie kompletnie, szkoda że nie dziś...

środa, 29 marca 2017

Środa

Miał być post w czwartek ale nie wyszło. Zaczęłam pisać o wizycie Młodej, o tym że młoda zawsze daje mi do myślenia i że podziwiam ją za jej dar słuchania i zrozumienia. Ona nie tylko słucha ona chce słyszeć i chce pomóc mimo że się nie da.

Od weekendu jest trochę lepiej, jest słońce ale nie tylko na zewnątrz ale też w domu. Taki mały promyk nadziei, tylko boje się żeby nie wywołał niszczącego ognia. We mnie jest leń, ale może lepszy leń i cisza w mieszkaniu niż chęć życia i wojna o Jego podejście? Może.... 

piątek, 17 marca 2017

Piątek

Siedzę w saskim i jest mi mega przykro... Mega smutek mnie ogarnął i co mam poradzić? Nic.

Denerwuje mnie fakt że do wszystkiego w życiu potrzebne są pieniądze... Denerwuje mnie P. Naprawdę nie widzę sensu!

I tak laże sama, bez celu i smutam, bo życie jest chujowe...

poniedziałek, 13 marca 2017

Poniedziałek

I znowu przestałam pisać... Ale w sumie nie chce narzekać a na tym kończy się moje pisanie. Niedawno ktoś stwierdził że moje podejście do życia nie jest złe i miło że chociaż jedna osoba tak uważa. 

W tamtym tygodniu nie miałam nastroju na życie... Tak to dobre określenie stanu w jakim byłam/jestem. Znów darłam się z P. w sumie nie wiadomo o co. Znaczy ja wiem o co ale on chyba nadal nie pojmuje... W końcu to facet, więc jak może pojąć że od życia można czegoś oczekiwać, że można coś planować, chcieć coś zobaczyć osiągnąć, ogólnie chcieć żyć... No ale może kiedyś znajdę tyle siły żeby żyć a jego zostawić jak balast za sobą... Żeby nie było! Ja go cholernie kocham!!! To jest główny powód mojej męki w życiu i strachu o jutro... Przed chwilą też się pokłóciliśmy... Znaczy ja wyraził dosadnie swoje zdanie a on przyjął je do wiadomości z miną dziecka na które mama krzyczy. Ale co zrobię. Siedzi teraz z zaciętą miną i udaje że wszystko jest ok... Bywa.



Zmieniając temat, miałam dziś miła niespodziankę. Odwiedziła mnie koleżanka z liceum z którą siedziałam w ławce i której częściowo moge dziękować za wyżej wymieniony balast życiowy w postaci P. I sama jej wizyta była niby zapowiedziana ale do ostatniej chwili zastanawialiśmy się jak się wykręci bo często to robiła. A tu miło na serduszku że jednak ktoś chce, pamięta, odwiedzi, pogada. Przy okazji pretekst do przemycenia ciasta do żołądka.

Ciasto do żołądka trzeba "przemycać" gdy się jest na "diecie". Moja dieta działa na zasadzie nie widzę to nie zjem... Bo jak widzę to jem, a jak nie widzę to sobie mówię że nie ma i nie mogę zjeść... Ale w weekend byłam u mamusi a ona nie zna takiego pojęcia jak "dieta" i kupiła ciasteczka "bo przyjechałaś a w domu nic słodkiego nie ma"... I ręce opadają a waga rośnie... 

Dobra koniec marudzenia, nie będę wspominać że mi się cholernie chciało chipsów więc wczoraj zjadłam prawie dwie paczki. 



 



sobota, 4 marca 2017

Sobota

Że choroba potrafi odebrać wszelkie chęci do życia to ja wiem dobrze jak mało kto... Po moich przejściach z chorobą jaką posiadam mam chyba traumę i cholernie się boje powtórki i szlak mnie trafia, każda oznaka wzrostu temperatury zapala mi małą lampkę w głowie i czuje się masakrycznie chociaż po mnie tego podobno nie widać. naprawdę okropne jest bezczynne leżenie z mega wysoką temperaturą, człowiek czuje że się wykańcza, jest mega bezsilny, jest mu zajebiście zimno jakby temperatura powietrza nagle spadła mocno poniżej zera, i nic nie jest w stanie cię ogrzać, leżysz/siedzisz (stać się nie da) i wstrząsają tobą drgawki, pół biedy było w szpitalach jak miałam kroplówki pod ręką które działały po dosłownie chwili od podłączenia, gorzej jak leżałam na Skłodowskiej i nie miałam siły wziąć tabletek, na których działanie czekałam godzinę więcej....  ten tydzień nie był aż tak okropny ale po tamtym boje się że się powtórzy a mam świadomość że w każdej chwili to dziadostwo może się odezwać... ale mało kto zrozumie ten strach, mam wrażenie że moi przyjaciele są mało wyrozumiali i stanowczo za mało przejmują się kwestią zdrowia. ale taki dziś jest świat.

Studia aktualnie zaczynają zajmować mi więcej czasu, zaczynają się projekty, które przyprawiają mnie o gęsią skórkę... jest masa okropnie bankowych przedmiotów które cholernie mi nie leżą... ale jak zaczęłam trzeba to jakoś zakończyć...

nadal przeraża mnie przyszłość i to ta dość bliska. ale cieszę się że jest ok dziś... jutro bedzie dopiero jutro...

na dobranoc dzisiejsze odkrycie, miłego słuchania :D


piątek, 24 lutego 2017

Piątek

Siedzę na wykładzie.... Śpię.... Nic mi się nie chce, ale pod skórą czuje już początki wiosny. Nie pisałam kilka dni bo nie wiedziałam co. Wchodziłam w apke i kasowałam post.
Jutro przyjedzie Kaśka ale zastanawiam się czy nie pojechać do domu po cieńsze rzeczy....
W mieszkaniu wszystko tak spokojnie się toczy. Nie kłócimy się sekundowo i w ogóle jest tak dobrze i miło i ja nie chcę żeby się to zmieniło. Chyba w końcu zrozumiałam co muszę zaakceptować aby było względnie ok.... I nie chce jechać na wieś bo to kolejne rozstanie....
Boli mnie głowa i nie chce mi się nic....

sobota, 18 lutego 2017

Sobota

Po 3 wyjetych z życia dniach najwyższy czas odpocząć. Dziś jedziemy do rodziców chociaż powinnam powiedzieć że do piesków i kotka i wkoncu do ziomka. Przyznam że nie chce mi się tam jechać... Ale nie ma wyjścia...

Te 3 dni były dość fajne, jedynym minusem jest moja sztywność... Lecz i tak udało mi się ją odrobine przelamac, także jest sukces!

Od czwartku znów zacznie się uczelnia... Ale na razie mam wiele rzeczy do zrobienia w tym tygodniu 😎

środa, 15 lutego 2017

Środa

Co najlepiej zrobić w sesję? Najlepiej upierdzielic ostatni egzamin a co! No dobra nie wiadomo do końca czy nie zdam ale wiadomo że prawdopodobne jest to wielce...

Aktualnie czekam na moją Lisice i muszę się ogarnąć na wieczór bo czeka nas wycieczka...

I tak stoję na uczelni i słucham studentów jeden zaznaczał co mu serce kazało inni nie pisał na pałę tylko jak mu dusza mówiła... I ta nadzieja na zdanie...

Dobra koniec marudzenia bo i sesji miejmy nadzieję że koniec ...

niedziela, 12 lutego 2017

Niedziela

- Piotrek jest już 10 po 10!
- Już nie śpię, i nawet jedną nogą z pod kołdry wyszedłem....

Nosz kurwa.

Lubię niedzielę w domu, ale nie lubię niedziel w sesji. Prześladuje człowieka takie głupie uczucie że powinien wstać wcześniej i się uczyć... trudno, nie zdam, nie poprawie, jakoś to będzie. Czekam jeszcze na wyniki z m2, ale nadzieję na 3 są bardzo małe...

No koniec użalania się nad losem, sesją i niedzielą (a można ją było tak miło spędzić...) Czas iść się uczyć...

piątek, 10 lutego 2017

Piątek


W sumie nie wiem co napisać zacznę od tego że Vixen puścił fajną płytę i polecam.

Ogólnie mam wy...... na wszystko ale siedzę w menadżerskiej i oczywiście zastanawiam sie po ch.. mi to ale spoko pouczę się gotowców może się uda. czekam jeszcze na cudowną ocenę Mudy...

P. coś długo nie wraca ale może i dobrze bo jak codziennie nie ma kolacji

Dobra koniec użalania się na zwariowany świat czas ze smutkiem brać się za notatki...

czwartek, 9 lutego 2017

Czwartek

Mój dzisiejszy dzień wygląda tak jak to zdjęcie. Jutro egzamin z makro2 a ja o kawie i 3 pączkach od K. na lekkim kacyku próbuje przebrnąć przez gotowce (oby się powtórzyły).... oczywiście towarzyszą mi niechcemisie, brak motywacji i chęci zdobywania wiedzy....
I zaje.... chce mi się spać, chociaż to mnie nie dziwi jak się siedzi po nocach...

wtorek, 7 lutego 2017

Wtorek

No to po pozytywnym nastawieniu nie ma śladu, wystarczył jeden poniedziałek...

Miałam wczoraj egzamin i z moim zajebistym szczęściem musiałam trafić na tą najgorszą grupę i najtrudniejsze pytania. Kogo by coś takiego nie nastawiło negatywnie do świata? Plus informacja że poprawa wyznaczona jest na ten sam dzień co 2 inne trudne poprawy... No dobra może i nie mam wyników ale z pechem jaki mi towarzyszy to pewnie czegoś nie zdam, nie oszukujmy się.

Dziś walka z makroekonomią! Czas zacząć po wygranej bitwie z pełnym zlewem zrobię herbatkę i siadam do nauki...

Jutro ma Katy wbić pić, nie jestem zachwycona ale cóż może jakoś przełożenie... może jakoś to będzie... vamp czasem spadał na 4 łapki może i teraz spadnie...

Nie ma co gdybac czas się uczyć!

niedziela, 5 lutego 2017

Niedziela

Niedziela dzień lenia. Dopiero wstaliśmy z wyrka i już zdążyliśmy się pokłucić o pierdołe... Ale to już chyba standard i przyznaje że coraz bardziej mi to przeszkadza. No ale jak wytrzymałam 4 lata prawie to może jeszcze trochę wytrzymam chociaż coraz bardziej widzę że chcemy czegoś innego w życiu.

Postanowiłam pisać więcej na blogu, wiem że to nie pierwszy raz, ale staram się usystematyzować życie i zaczynać od małych rzeczy. Teraz będzie mi łatwiej bo mogę pisać na telefonie i w sumie w każdym miejscu w jakim będę miała na to chwilę czasu.

No ale dość obietnic, zrobię kiedyś posta o moich zamiarach zmian. A teraz czas na naukę bo sesja w pełni.

Do przeczytania.

PS. Na znaki interpunkcyjne nie liczyć.

niedziela, 29 stycznia 2017

Play lista na dziś

"a jednak układ jakiś
nie dobrych gwiazd
chyba wszystko na raz sprawia, że
jest mi źle"
" Proszę Cię bądź cicho i chodź
Uciekniemy gdzieś daleko
Proszę Cię bądź cicho i chodź
Nie pytaj po co ani dokąd
Proszę Cię bądź cicho i..."
" Przyjdź po cichu
Tylko szeptem do mnie mów"
"Ile razy towarzyszyło to uczucie pustki
Smutki wtedy topione były w morzu wódki
Skutki wyboru
Nie ma nikogo wśród nich żeby pomóc"

czwartek, 17 listopada 2016

Psycho.....

Z cyklu mój facet to idiota:

A: Niedźwiedziu ale co ma laptop do dzbanka?
P: Tu i tu jest dużo wody, można zrobić herbatę....


A: Wyjęłam dużo jedzenia z zamrażalnika a i tak nie mamy miejsca...
P: Bo jak lód ociera się o lód to powstają małe lodziki i zajmują nam miejsce!

wtorek, 21 czerwca 2016

Psycho...

Emocje związane z sesją powoli puszczają. Ale dla jednych sesja się kończy dla innych zaczyna. Ja czekam na wyniki Januszowego egzaminu, a P. stara się utrzymać na studiach co jest bardzo ciężkie do wykonania. Jestem złą osobą, egoistką, myślę tylko o sobie i własnych problemach... nie zauważyłam, że stara się zdać, że jest na skraju, że wszystko układa się źle, bo widziałam tylko swoją sesje, obronę, szpital, brata.... a to co powinno być najważniejsze poszło w odstawkę. Żałuje! Mimo końca sesji nadal mam dużo przed sobą, Janusz mnie nie puści żebym jak mu zaufała... szpital przed obroną nie napawa mnie optymizmem, a sama obrona mnie przeraża. Ale muszę być wsparciem dla P. to jest ważne, bo on się stara, zaszedł daleko, i chciałabym, żeby skończył.
Jesteśmy razem, ale obok siebie. Jesteśmy jak jest ok, a jak zaczyna się psuć zamykamy się w skorupach własnych myśli, warczymy na drugą osobę. Nie mamy pewności uczucia, niby wiemy czego chcemy, lecz brakuje nam pewności, otwartości na drugą osobę. Nie potrafimy poprosić o pomoc, wybaczenie, przekazać swoich potrzeb także nie umiemy. Chciałabym się zmienić, pokazać mu, że jestem, kocham, że może mi zaufać, że chce być obok, być z nim. Że nie mam wątpliwości.

czwartek, 9 czerwca 2016

Psycho....

Siedzę na uczelni, miałam kolokwium z zaawansowanej, oczywiście nie jestem z niego zadowolona, chce mi się płakać. Siedzę na wykładzie, ale tylko ciałem, duchem nawet nie chce mi się na niego patrzeć, mam dość tego przedmiotu bo mam dość wykładowcy. Jest jak Andrzej, albo Zielo, wiem że ciśnie bo chce mnie nauczyć, ale ja nie rozumiem co mówi. I te jego przytyki.
Uczyłam się sporo a będzie co ma być.
Ps. Jak moje narzekania komuś nie pasują to nie musi czytać....

wtorek, 7 czerwca 2016

Psycho...

Zaczęło się... znaczy mamy czerwiec, więc mamy sesje, a co za tym idzie, brak chęci do życia, robienia czegokolwiek, a już najbardziej brak chęci do nauki...
Moja sesja jest ostatnią na licencjacie o ile uda mi się zdać wszystkie egzaminy... nie wygląda to ciekawie, większość z nich mam jednego dnia... no ale. Jak zawsze jest mi dziwnie/smutno/chujowo więc postanowiłam napisać coś na blogu. Pamiętam, że go mam, ale życie jest tak nudne, że nie mam co na nim pisać...   no nic ZRF czeka, najwyższy czas się za to wziąć...

sobota, 21 maja 2016

Psycho...

Jutro idę na rodzinny spęd zwany "Pierwszą Komunią Świętą" i postanowiłam podzielić się przemyśleniami na owy temat. czy tylko ja widze to jako rodzinną radość, bo dziecko zjadło opłatek?
uważam tą uroczystość za niepotrzebną okazje do pozbycia się pieniędzy i marnowanie czasu...

wtorek, 5 kwietnia 2016

Żyję!

Zaniedbuje bloga, bo nie wiem co mam tu pisać. "Piszę licencjat", taa ten cudzysłów jest tu bardzo potrzebnym elementem, gdyż stoję w drugim rozdziale i prawie nie posuwam się do przodu... A obrony zaczynają się za 2-3 miesiące. No, ale cóż. Z P. też mi się nie układa. Jest mi przykro, on olewa wszelkie święta, nawet naszą rocznice, a mnie to boli bo chciałabym odrobinę romantyczności w tej posranej rutynie :(. Płakać mi się chce. z jednej strony go kocham, a z drugiej nie czuje jego miłości, widzę jedynie codzienność. Wg. mnie zmywanie i pomoc przy sprzątaniu to nie jest oznaka starania się o mnie tylko najnormalniejsza w świecie codzienność i należy mi się ta pomoc, chyba... Kupowanie mi słodyczy nie jest dla mnie jakieś wyjątkowe, bo on mnie tuczy lepiej się tego nazwać nie da. Ja chce poświęcenia mi czasu, pójścia na spacer albo do kina albo nie wiem gdzie, po prostu odrobiny starania i odrobiny pomysłu, czy oczekuje tak wiele? ;(
Spadam pisać prace zanim popłaczę się całkiem ;/

niedziela, 14 lutego 2016

Psycho....

Strasznie dawno tu zaglądałam. W sumie, nie wiem co pisać... Jestem w totalnym dole. Płacze, bo jak inaczej, przecież wiecznie płacze... Wszystko mi się sypie i planuje zamknąć ten blog, otworzyć inny gdzieś indziej. Ale co znaczy to wszystko? Największe problemy mam na studiach. Po szpitalu sesje zaliczyłam fartem oprócz tego jednego malutkiego 30 minutowego egzaminiku z bankowości, który ciągnie się za mną po dziś dzień. Miałam oczywiście w tym roku już jedno podejście... zostało mi już tylko jedno możliwe, jeśli mi się nie uda to spadam na 2 rok studiów... a biorąc pod uwagę fakt, iż ten semestr nie należał do najlepszych dla mnie, to mam przesrane. Oprócz tego egzaminu mam 3 inne! Co za radość, po prostu. No, ale nie zamierzam się poddawać, mimo że próby nauki są dla mnie katorgą jakąś. Dobrą wiadomością jest jedynie to, że przyzwyczaiłam się do mojego cholernego bólu. Uznaje to za mały sukces w leczeniu, którego końca nie widać, a jak odstawiam na dzień dwa leki jest masakra. Przez tą sesje zaczęłam pić kawę i moje małe uzależnienie daje o sobie znać. Zauważam, też uzależnienie od telefonu, Facebooka i Piotrka, zastanawiam się które z nich ma najgroźniejszy wpływ na mnie. Dziś odczuwam te uzależnienia bardzo silnie, są walentynki, a mój przygłup nie napisał nawet głupiego sms'a czy wiadomości, nic! Przykro mi cholernie z tego powodu ;(, no ale Kocham Go, mimo wszystko. Nawet ostatnio mam coraz mniej wątpliwości co do nas, jest dobrze. Moja psychika jest jak szklany pył. Udaje, że wszystko jest zajebiście, że spływa po mnie wszystko, a wracając do domu rozpadam się, zdejmuje maskę. Kolejnym plusem tego wszystkiego jest grono moich przyjaciół, próbują mi pomóc, martwią się i bardzo im dziękuje, że są(!) :* bez nich nie poradziłabym sobie i pewnie poddałabym się. Czas pokaże co będzie, strasznie mi szkoda tego czasu, który poświęciłam, tego co już udało mi się zdobyć, osiągnąć, nie chciałabym spaść. 


I głowami w dół lecimy do chmur,
i za plecami setki bzdur.
Żyjemy na czas, więc noga na gaz, 
drogą spadających gwiazd 

Jesteśmy tu raz nie więcej, 
więc zróbmy to jak najprędzej.

I głowami w dół wysoko do chmur
i za plecami setki bzdur.
I nie pytaj mnie kochanie 
bo nie wiem co będzie dalej 
Czekamy na większą falę
czekamy na lepszy wiatr

Video Alay

czwartek, 4 lutego 2016

Psychoterapia

Ten dzień jest poprostu najgorszy z całego tego mojego toku studiów. W tak ciemnej dupie poprostu nie byłam. Szkoda słów. Jutro Misterek, już mi to wszystko zwisa😟📕📒📚📝

środa, 3 lutego 2016

Psychoterapia

Wkurwia mnie myśl o dzisiejszych egzaminach, o ich formie, o wykładowcy. Dzięki niemu będę powtarzała 2 lata studiów... Masakra.

czwartek, 28 stycznia 2016

Psychoterapia

Z serii jak dobić studentów.
Czy większość starszych wykładowców jest mega wredna czy mi się tylko wydaje? Mam Pana Profesora Doktora Habilitowanego który robi wszystko żebym mój jakże liczny kierunek zamienił się w grupkę osób które nie ukończyły przez niego studiów. Wymyślił sobie ze jego egzamin jest zbyt łatwy wiec poprawił pytania aby mniej osób go zdało.... Poprostu żyć nie umierać. A warunek tez mam u niego.

czwartek, 21 stycznia 2016

Psychoterapia

Boli mnie głowa 😔 ogólnie nic mi się nie chce i na nic totalnie nie mam ochoty. Oblalam egzamin z rach. ban.,  jutro mam kolosa z ifp na którego się w sumie nie uczyłam. Ale mam zaliczone seminarium i dobrze napisany rozdział pracy, co mnie bardzo podbudowuje. No i 4 czwórki w indeksie to jedyne co mnie pociesza szkoda ze ich zdobycie nie wymagało odemnie prawie żadnej wiedzy ani wysiłku. Teraz jestem tak wielkim leniem ze nawet makijaż nie sprawia mi radości, dno totalne nie ja. Ech :-(. Przynajmniej chomiczki moje mają siły biegać całe noce.
Dość narzekań wracam do nauki!
Głodna chyba jestem
...

sobota, 2 stycznia 2016

Psychoterapia


Jakoś nie pisałam jeszcze w tym roku, mogło to być spowodowane brakiem chęci lub czasu, ale zniechęca mnie też sprzęt. Od świąt mam problemy z lapkiem i nie jestem fanką pisania postów na telefonie, ale cóż czasem trzeba. Hmm... Co u mnie? Sama nie wiem, nic ciekawego się nie dzieje niby. Zaczynam sesje, a tak w sumie zaczęłam wczoraj, nie był to najlepszy z moich egzaminów, a nawet podobno napisałam najgorzej z roku. Trudno jakoś to poprawię. Poza egzaminami w sumie wszystko gra, dopadło mnie jakieś przeziębienie chyba, choć przy moim leczeniu ciężko stwierdzić co to. Psychicznie czuje się dużo lepiej jak nałoże tapetę na ryj, coś w rodzaju maski przez którą świat staje się inny, a ja jestem kimś innym. 

środa, 30 grudnia 2015

Psychoterapia

Chyba czas na podsumowanie roku, jutro nie znajdę chwili na wpis. Planuje spędzić zajebiście tego sylwestra, a jego zajebistość bierze się z prostoty i tej najważniejszej osoby obok.
Pomyślmy jaki ten rok dla mnie był?
Styczeń: choroba, szpital, wojny z U i K
Luty: inny szpital, diagnoza, nowa bratnia dusza, wyprowadzka ze Skłodowskiej, podjęcie decyzji o zamieszkaniu z P., problemy na uczelni.
Marzec: przełożona sesja, warunek, szpital, zamieszkanie w naszym mieszkaniu, imprezy z K i M
Kwiecień: studia, próby bycia dobrą kobietą
Maj: strata M wciąż bolesna, grile, studia, przydział promotorki
Czerwiec: sielanka w mieszkaniu, wybranie tematu pracy licencjackiej
Lipiec: sesja, nauka z K, niezapomniany widok uczącego się P., szpital
Sierpień:praktyki i pisanie pracy, malowanie domu, wakacje u rodziców, tęsknota, fajne wesele, chmielaki z dziećmi
Wrzesień: poprawki P. i jedna moja, zbieranie się na studia, próby kończenia rozdziału, problemy K i K
Październik: powrót do siebie, powrót na studia w innym toku innych grupach, szpital, status niepełnosprawnej
Listopada: wojny z P., załamanie nerwowe, napady złości i agresji
Grudzień: jw, święta, tęsknota, problemy z lekarzami, zły stan psychiczny i fizyczny.
Chyba to co mi utkwiło w pamięci zawarłam w tym podsumowaniu.
Czego bym chciała od nowego roku? Chce być szczęśliwą, spędzać jak najwięcej czasu z P., i żeby rodzice zaakceptowali to a on zdecydowanie powiedział czego oczekuje. Chce przestać odczuwać ból, wiem mam się z nim zaprzyjaźnić, ale przynajmniej móc żyć bez leków. Skończyć studia i obronić prace, zacząć magisterskie. Spędzać jeden dzień każdych świąt z P u niego. Nie kłócić się z nikim bliskim przynajmniej. Nie spieszyć niczego i więcej się uśmiechać. Czy chce tak wiele?

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Psychoterapia

z powodu awarii komputera nie pisze za często, ale i nie działo sie wiele. znaczy działo się w moim małym świecie dużo rzeczy które są dla mnie "cudami świąt" przykładem jest na pruty P. po wizycie świątecznej u teściów miał 4 promile we krwi, albo moja wizyta u niego co również do niedawna było dla mnie czymś w rodzaju marzenia. a tak poza tym to święta minęły spokojnie w miarę.
a to a propo naszych wizyt u siebie w święta, akceptacja rodziców jest naszym celem, choć nie osiągniętym w pełni...

Psychoterapia

Samotność mnie pustoszy, towarzystwo mnie męczy. 

Myślę, że większość ludzi po prostu potrzebuje złudzeń tak samo jak powietrza do oddychania. Życiowy realizm jest ciężarem nie do udźwignięcia.

Widzi pan jestem z tego pokolenia nastolatków, którzy nauczyli się, że alkoholem i papierosami można zabić w sobie uczucia

jeśli znowu zwątpię, to błagam nie daj odejść

Gentleman będzie otwierał Ci drzwi, odsuwał krzesło i nosił ciężkie rzeczy. Nie dlatego, ponieważ jesteś bezradna, czy słaba. Ale ponieważ chce Ci pokazać, że jesteś warta i godna szacunku.

Nigdy nie wiadomo, czy tak, jak człowiek by chciał, nie byłoby akurat gorzej.

Nie ma związków idealnych. Kłótnie są zawsze, więc pozostaje tylko wybór, z kim chcesz się kłócić. 


Być może nie mam prawa, aby napisać, że czuję się obcy i nieszczęśliwy, gdyż w końcu sam decydowałem o swoim losie. 

źródło: http://malutkizaczarowanyswiat.bloog.pl