wtorek, 8 grudnia 2020
Grudniowe komplikacje... A może to przeznaczenie
Jaka panuje sytuacja na świecie każdy wie, tak jak każdy wie, że jest grudzień i zbliżają się święta. Święta Bożego Narodzenia od wielu lat są dla mnie bolesne. Przez wiele lat grudzień przynosił stratę osoby bliskiej, bardziej lub mniej w oczach ludzi i zaskakująco bardzo bliskiej mojemu sercu. Święta Bożego Narodzenia są świętami rodzinnymi, a dla mnie bardzo ważnymi pod kontem spotkania z rodziną. Ten rok wiele rzeczy poddał w wątpliwość, wiele zmienił i za dużo wymusił. Aktualnie sytuacja poddaje w wątpliwość spotkanie z rodziną w czasie świąt. Ustaliliśmy, że mimo wszystko Wigilię spędzimy we troje w domu. Nasze pierwsze Boże Narodzenie w domu, choć mieszkamy tu już dwa lata i mówiłam, że muszą być spełnione pewne warunki do tego. Warunki się nie spełniły, sytuacja skłoniła mnie do zmiany decyzji. Praca P rano i jazda do rodzicow na sygnale, zeszłoroczna Wigilia i nerwy związane z brakiem decyzyjności, obecność naszej malutkiej księżniczki, to wszystko czynniki za świętami w domu. Jednak gdzieś w środku była odrobinka nadziei że jednak Boże Narodzenie spędzimy na wsi mimo wszystko. Dziś ta odrobinka zachodzi mgłą i jak wszystko w tym roku zasłania ją ryzyko. Stało się ono strasznie bliskie. Martwię się. A z drugiej strony może tak ma być. Może coś to wszystko ma nam dać. Może ma drugie dno. Chorobą zawsze ma drugie dno. Pomaga nam dostrzec więzi, których nie widzieliśmy, albo zasłaniały je jakieś nieprzyjemności. Kto wie co przyniosą najbliższe tygodnie? Mam nadzieję że nic niebezpiecznego i uda nam się przetrwać to wszystko psychicznie...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz