piątek, 15 września 2017

piątek

Jest połowa września, praktycznie koniec wakacji... Jak mi minęły? Ciężko, to najlepsze słowo... były awantury, była cisza, były pretensje, był brak zrozumienia, ból. Najwięcej jednak tęsknoty... P. pracuje, dużo, chyba nawet ponad siły, a ja powiedziałam na początku że potraktuje jego wakacje jakby po prostu pojechał do pracy, nie będę miała pretensji że go nie ma, że nie ma czasu, że się nie widzimy. jak zapowiedziałam tak starałam się robić. Oboje w te wakacje bardzo się staraliśmy/staramy, chcemy zrozumieć choć nie zawsze rozumiemy, przemilczamy, słuchamy, wspieramy, zaskakujemy się wzajemnie pozytywnie o dziwo... Zrozumiałam jak bardzo ważne jest to wszystko miedzy nami i jak ciężkie będzie życie razem... ale mimo wszystko chcę z nim być... tęsknie za wspólnymi porankami i ustawianiem wcześniej budzika tylko po to żeby sie jeszcze przytulić.. tęsknie za sprzeczkami o zakupy o śmieci o sól i pieprz... tęsknie za wspólnym gotowaniem, śniadaniami, drażnieniem się o kawę... za wspólnymi wieczorami w milczeniu... za ciepłem... za nim po prostu... niech te dwa tygodnie miną szybko.



niedziela, 30 lipca 2017

niedziela

Hmm od czego tu zacząć? A! Już wiem, od narzekania! Jak ja się mogę źle czuć... ten upał mnie wykończy... głowa mi pęka i się kręci, nogi odpadają, nadgarstki bolą jak cholera. Ciężkie jest życie z chorobą... życie z chorobą jest cięższe gdy nikt cie nie wspiera a każdy cie wkurwia... matka swoimi idiotycznymi pytaniami w stylu "dlaczego założyłaś te spodnie? czemu nie chcesz sałaty?" i P. swoją ciszą... mój brak chęci do życia dodatkowo rośnie z faktem siedzenia na tym pierdolniku i spierdolonymi planami jakie by nie były jak blisko do ich realizacji by nie było... Mam mega ochotę się stąd wyrwać, mieć powód żeby się upodobnić do człowieka, pomalować, ubrać i po prostu gdzieś się udać, gdziekolwiek o dziwo między ludzi... ale tymczasem musi mi wystarczyć obejrzany Suits odpalony Kapitan Ameryka, dwa smsy od P. i marudna Danka na urlopie... KILL MEE!

czwartek, 20 lipca 2017

Środa/Czwartek

Już prawie północ, a ja stwierdziłam, że chyba czas coś napisać, nawet bardziej skomentować ostatni czas. Wiem, że wszystkie moje posty są praktycznie takie same: D. i wojny domowe, P. i big love, i ogólne narzekanie na studia i życie. Dzisiejszy nie wyjdzie poza schemat.

Aktualnie odbywam opierdoling u rodziców, gdyż od 7 lipca mam wakacje, a dziś dowiedziałam się, iż trwają one aż do października jak nigdy praktycznie. Czy się cieszę? Średnio bo fakt faktem jest to dodatkowy miesiąc laby ale jednak jest to dodatkowy miesiąc u rodziców i dodatkowy miesiąc bez P.  Przyznam, że chciało mi się jakichś fajnych wakacji z ludźmi, których uważam za przyjaciół, w jakichś fajnych miejscach, a wychodzi na to że będą kolejne wakacje z rodzicami i wojną domową. No cóż...

W moim życiu te wojny chyba są na porządku dziennym i na każdym polu. Ostatnio musiałam wiele spraw przemyśleć i poukładać w głowie. Kłótnie w związkach są czasem konstruktywne. Po ostatniej, ostrej, dotkliwej, zażartej potyczce z P.  musiałam przejrzeć na oczy, prawie straciłam ostatnią rzecz, a raczej ostatniego człowieka dla którego w ogóle oddycham. Wiedziałam, że cholernie mi na nim zależy, że chce z nim żyć, ale jestem bardzo egoistyczna i naiwna i chce ciągle więcej i jednocześnie chce tego uczucia, które było na początku, tych namiętnych pocałunków, jego ciepła niezależnie od tego kto patrzy co myśli, chce spojrzeć w jego oczy i zapomnieć ze świat istnieje, tego pożądania które było między nami... Musze się pogodzić z tym, że to minęło i nie wróci i nic z tym nie zrobimy. Zauważyć i docenić wspólne posiłki, docinki przy zakupach, wspólne gotowanie, sprzątanie i filmy. Jakoś żyć razem.. Zauważać takie chwile jak ostatnia niedziela, czułam się szczęśliwa jak był. Widzę jak go boli, że się między nami nie układa, i widzę jak tęskni teraz gdy pracuje i nie ma "nas". Mnie też zajebiście boli, nic nie poradzę, cholernie go kocham i chciałabym dla niego jak najlepiej. Powtarzam sobie: "to tylko 3 miesiące a już pół miesiąca za nami."

Jakoś przetrwamy te 3 miesiące. Powinnam pisać pracę kolejną skoro P. już obronił swoją to w tym roku moja kolej będzie na obronę.. Nie chce mi się, szukam innych zajęć bo nie wiem jak zacząć. Chciałam napisać te najgorsze rozdziały i dlatego ciężko się zmobilizować... Może w Lbn szybciej bym z braku zajęć do tego usiadła, chociaż obawiam się że moje dobre dusze by mi umiliły czas...

Co do dobrych dusz to jest w moim życiu kolejna mniej... Doszłam do wniosku, że koniec z problemami osób którym "nagle zawalił się świat" a tak naprawdę życie do nich zawitało i zobaczyli jak zajebiście się czuje człowiek któremu nie dadzą rodzice milionów, który musi się sam zatroszczyć o siebie, walczyć aby mieć. Nie mam siły słuchać jak jest ciężko, gdy wymyśla się samemu problemy gdzie ich nie ma. I nie chce w życiu takich osób.

Nie chce też wojen z rodzicami, ale te się nigdy nie skończą. Ich nie wyrzucę z życia bo to jednak moja najbliższa rodzina. Nawet jak klne na nich to i tak moi rodzice i brat. Ńie przyznaje ale martwię się i nie wyobrażam życia bez nich jak każdy normalny człowiek... A podupadają na zdrowiu i nic z tym nie zrobimy... Ich wybór bo ich życie a człowiek w życiu nic nie musi...

Łatwiej w życiu sobie powtarzać że musisz coś zrobić bo tak się wydaje ale tak naprawdę wybieramy co robimy i jak się układają niektóre części składowe naszego życia. Ostatnio powtarzam sobie, że muszę schudnąć bo się w nic nie mieszczę. Muszę ćwiczyć. Muszę pójść do szpitala bo chce odstawić te gówniane sterydy. Muszę napisać pracę, znaleźć pracę. Muszę, bo chce...

No i może pozytywnym akcentem tego pesymistycznego vampirzego wywodu o "zwariowanym świecie wokół smutku" będzie ta nutka przy której zaczynałam pisać...



środa, 12 lipca 2017

Nie...

Nie żyć.
Nie być.
Nie istnieć.
Nie zawodzić.
Nie obiecywać.
Nie rozczarowywać.
Nie denerwować.
Nie chcieć.
Nie marzyć.
Nie czekać.
Nie tęsknić.
Nie cierpieć.
Nie kochać...

piątek, 23 czerwca 2017

Piątek

Znów przestałam pisać, nie znaczy to że nie dzieje się w moim życiu nic, ani że zapiłam w trupa (chciałabym), to po prostu wynik lenistwa, braku chęci do życia... Wiem w tym miejscu poleci kilka motywatorów że życie jest spoko... Darujmy sobie...
Ostatnio widzę że post był po juwenaliach, ale suma summarum na kolejny dzień zmieniłam ekipę i było zajebiście.
Co się jeszcze działo? Byliśmy z P w Poznaniu ale to przemilczę. Wojny domowe też sobie daruje... A aktualnie jest sesja i wraz z tym jakże magicznym okresem dla studentów minęła mi chęć życia, mam ochotę rzucić studia w pi.... Ale poczekam do niedzieli na wyniki wczorajszej masakry ucząc się do kolejnej.
Mam mały powrót do przeszłości i z powrotem słucham rapów jak nikt nie słyszy więc wrzucę jakiś kawałek dla umilenia postu

piątek, 12 maja 2017

Czwartek

Byliśmy na Juwenaliach. Wnioski: Happysad jest chujowy, przyjaciół nie poznaje, kocham mojego faceta, potrzebuje się wyszaleć,wytańczyć, wyżyć puki mam siły. 

"Najbardziej samotnym jest się wśród ludzi..."

wtorek, 9 maja 2017

Wtorek

Kiedy jest najlepszy czas na pisanie posta? najlepszy czas jest siedząc samotnie w mieszkaniu, najlepiej w nocy, owinięta w koc i czekając na tą wyjątkową osobę bez której nie możesz zasnąć. Człowiek siedzi i myśli i może nawet coś zrozumie, a może tylko by chciał... Wczoraj pewna osoba pokazała mi jaka jestem głupia i ile w życiu mogę stracić przez tą moją pustą głowę. Zrozumiałam jak bardzo w życiu trzeba zacisnąć zęby jeśli chce się coś osiągnąć, jak wielka może być ludzka chciwość i jak dużą krzywdę robimy sobie nawzajem grając na emocjach, oczekując gwiazdki z nieba. Sama jestem taką osobą, która oczekuje niewiadomo czego, robię awantury znikąd i w sumie nie wiem po co. dostrzegam bezsens tego wszystkiego co się ze mną dzieje ale nie wiem czy z moim charakterem da się jeszcze coś zrobić. Będę się starać, bo nie chce stracić tego co mam, a wszyscy twierdzą, że mam dużo. Szkoda, że ze mnie taka pesymistka...


Teraz wiedzę przez wspomnienia pył
Jak dni dobre brały się z parszywych dni
Jeszcze milczę ile w płucach sił
O tym co raniło mnie do krwi



poniedziałek, 1 maja 2017

poniedziałek

Najgorszy z poniedziałków ostatnimi czasy... siedzę u rodziców i przed chwilą prawie płakałam nad talerzem z odgrzanym ryżem... w sumie nadal mam łzy w oczach i chce to gdzieś z siebie wyrzucić a to jest to miejsce gdzie moge. czuję się samotna, jestem na siebie wściekła za to wszytko co się dzieje w moim życiu... jestem zła że go kocham tak mocno, że rodzice piją już oboje, że nie potrafię się odciąć, że studiuje, że w ogóle żyje. czuje pustkę, tęsknotę, chciałbym cofnąć czas... albo przyspieszyć gdybym wiedziała ze się ułoży, że bedzie lepiej. bez pretencji, bez uważania na wszystko, bez tęsknoty, smutku, robienia rzeczy bo wypada albo na siłe bo ktoś chce... no i się poryczałam!
byliśmy wczoraj w kinie i na koncercie. na tym drugim przez cały czas zastanawiałam sie gdzie jest "mój facet" ten zakochany wariat, a moze tylko udający zakochanego... gdzie ta czułość, ciepło, chemia. czy to wszystko ma jeszcze sens?? czy on wogóle coś do mnie czuje? "powiadomie cie jak coś się zmieni"- stwierdził jak domagałam sie zapewnień o miłości i nie mówi że coś się zmieniło ale ja już nie czuje żeby mnie kochał, albo chciałabym wiecej, przecież zawsze chcemy wiecej niż mamy... jak zawsze jest mi źle i jestem na siebie zła że nie potrafie tego skończyć a on nie robi nic ani w tą ani w tamtą.
może sama sobie jestem winna że tak mam jak mam... w końcu nie potrafie, nie chce działać ze swoim życiem. za każdym razem jak już mówie że coś zrobię, ze się odetnę, ogarne, poukłądam wszystko to tchórze i nic nie robię, nie działam bo sie boje konsekwencji.życia się kurde boje. z jednej strony bym chciała z drugiej się boje i nie mam wsparcia od nikogo tylko każdy kopie dołki i życie też kopie. może jestem pesymistką ale kurde mówienie że się ułoży że jakoś bedzie nie pomaga.
to kiedyś wybuchnie i mnie rozerwie kompletnie, szkoda że nie dziś...

środa, 29 marca 2017

Środa

Miał być post w czwartek ale nie wyszło. Zaczęłam pisać o wizycie Młodej, o tym że młoda zawsze daje mi do myślenia i że podziwiam ją za jej dar słuchania i zrozumienia. Ona nie tylko słucha ona chce słyszeć i chce pomóc mimo że się nie da.

Od weekendu jest trochę lepiej, jest słońce ale nie tylko na zewnątrz ale też w domu. Taki mały promyk nadziei, tylko boje się żeby nie wywołał niszczącego ognia. We mnie jest leń, ale może lepszy leń i cisza w mieszkaniu niż chęć życia i wojna o Jego podejście? Może.... 

piątek, 17 marca 2017

Piątek

Siedzę w saskim i jest mi mega przykro... Mega smutek mnie ogarnął i co mam poradzić? Nic.

Denerwuje mnie fakt że do wszystkiego w życiu potrzebne są pieniądze... Denerwuje mnie P. Naprawdę nie widzę sensu!

I tak laże sama, bez celu i smutam, bo życie jest chujowe...

poniedziałek, 13 marca 2017

Poniedziałek

I znowu przestałam pisać... Ale w sumie nie chce narzekać a na tym kończy się moje pisanie. Niedawno ktoś stwierdził że moje podejście do życia nie jest złe i miło że chociaż jedna osoba tak uważa. 

W tamtym tygodniu nie miałam nastroju na życie... Tak to dobre określenie stanu w jakim byłam/jestem. Znów darłam się z P. w sumie nie wiadomo o co. Znaczy ja wiem o co ale on chyba nadal nie pojmuje... W końcu to facet, więc jak może pojąć że od życia można czegoś oczekiwać, że można coś planować, chcieć coś zobaczyć osiągnąć, ogólnie chcieć żyć... No ale może kiedyś znajdę tyle siły żeby żyć a jego zostawić jak balast za sobą... Żeby nie było! Ja go cholernie kocham!!! To jest główny powód mojej męki w życiu i strachu o jutro... Przed chwilą też się pokłóciliśmy... Znaczy ja wyraził dosadnie swoje zdanie a on przyjął je do wiadomości z miną dziecka na które mama krzyczy. Ale co zrobię. Siedzi teraz z zaciętą miną i udaje że wszystko jest ok... Bywa.



Zmieniając temat, miałam dziś miła niespodziankę. Odwiedziła mnie koleżanka z liceum z którą siedziałam w ławce i której częściowo moge dziękować za wyżej wymieniony balast życiowy w postaci P. I sama jej wizyta była niby zapowiedziana ale do ostatniej chwili zastanawialiśmy się jak się wykręci bo często to robiła. A tu miło na serduszku że jednak ktoś chce, pamięta, odwiedzi, pogada. Przy okazji pretekst do przemycenia ciasta do żołądka.

Ciasto do żołądka trzeba "przemycać" gdy się jest na "diecie". Moja dieta działa na zasadzie nie widzę to nie zjem... Bo jak widzę to jem, a jak nie widzę to sobie mówię że nie ma i nie mogę zjeść... Ale w weekend byłam u mamusi a ona nie zna takiego pojęcia jak "dieta" i kupiła ciasteczka "bo przyjechałaś a w domu nic słodkiego nie ma"... I ręce opadają a waga rośnie... 

Dobra koniec marudzenia, nie będę wspominać że mi się cholernie chciało chipsów więc wczoraj zjadłam prawie dwie paczki. 



 



sobota, 4 marca 2017

Sobota

Że choroba potrafi odebrać wszelkie chęci do życia to ja wiem dobrze jak mało kto... Po moich przejściach z chorobą jaką posiadam mam chyba traumę i cholernie się boje powtórki i szlak mnie trafia, każda oznaka wzrostu temperatury zapala mi małą lampkę w głowie i czuje się masakrycznie chociaż po mnie tego podobno nie widać. naprawdę okropne jest bezczynne leżenie z mega wysoką temperaturą, człowiek czuje że się wykańcza, jest mega bezsilny, jest mu zajebiście zimno jakby temperatura powietrza nagle spadła mocno poniżej zera, i nic nie jest w stanie cię ogrzać, leżysz/siedzisz (stać się nie da) i wstrząsają tobą drgawki, pół biedy było w szpitalach jak miałam kroplówki pod ręką które działały po dosłownie chwili od podłączenia, gorzej jak leżałam na Skłodowskiej i nie miałam siły wziąć tabletek, na których działanie czekałam godzinę więcej....  ten tydzień nie był aż tak okropny ale po tamtym boje się że się powtórzy a mam świadomość że w każdej chwili to dziadostwo może się odezwać... ale mało kto zrozumie ten strach, mam wrażenie że moi przyjaciele są mało wyrozumiali i stanowczo za mało przejmują się kwestią zdrowia. ale taki dziś jest świat.

Studia aktualnie zaczynają zajmować mi więcej czasu, zaczynają się projekty, które przyprawiają mnie o gęsią skórkę... jest masa okropnie bankowych przedmiotów które cholernie mi nie leżą... ale jak zaczęłam trzeba to jakoś zakończyć...

nadal przeraża mnie przyszłość i to ta dość bliska. ale cieszę się że jest ok dziś... jutro bedzie dopiero jutro...

na dobranoc dzisiejsze odkrycie, miłego słuchania :D


piątek, 24 lutego 2017

Piątek

Siedzę na wykładzie.... Śpię.... Nic mi się nie chce, ale pod skórą czuje już początki wiosny. Nie pisałam kilka dni bo nie wiedziałam co. Wchodziłam w apke i kasowałam post.
Jutro przyjedzie Kaśka ale zastanawiam się czy nie pojechać do domu po cieńsze rzeczy....
W mieszkaniu wszystko tak spokojnie się toczy. Nie kłócimy się sekundowo i w ogóle jest tak dobrze i miło i ja nie chcę żeby się to zmieniło. Chyba w końcu zrozumiałam co muszę zaakceptować aby było względnie ok.... I nie chce jechać na wieś bo to kolejne rozstanie....
Boli mnie głowa i nie chce mi się nic....

sobota, 18 lutego 2017

Sobota

Po 3 wyjetych z życia dniach najwyższy czas odpocząć. Dziś jedziemy do rodziców chociaż powinnam powiedzieć że do piesków i kotka i wkoncu do ziomka. Przyznam że nie chce mi się tam jechać... Ale nie ma wyjścia...

Te 3 dni były dość fajne, jedynym minusem jest moja sztywność... Lecz i tak udało mi się ją odrobine przelamac, także jest sukces!

Od czwartku znów zacznie się uczelnia... Ale na razie mam wiele rzeczy do zrobienia w tym tygodniu 😎

środa, 15 lutego 2017

Środa

Co najlepiej zrobić w sesję? Najlepiej upierdzielic ostatni egzamin a co! No dobra nie wiadomo do końca czy nie zdam ale wiadomo że prawdopodobne jest to wielce...

Aktualnie czekam na moją Lisice i muszę się ogarnąć na wieczór bo czeka nas wycieczka...

I tak stoję na uczelni i słucham studentów jeden zaznaczał co mu serce kazało inni nie pisał na pałę tylko jak mu dusza mówiła... I ta nadzieja na zdanie...

Dobra koniec marudzenia bo i sesji miejmy nadzieję że koniec ...

niedziela, 12 lutego 2017

Niedziela

- Piotrek jest już 10 po 10!
- Już nie śpię, i nawet jedną nogą z pod kołdry wyszedłem....

Nosz kurwa.

Lubię niedzielę w domu, ale nie lubię niedziel w sesji. Prześladuje człowieka takie głupie uczucie że powinien wstać wcześniej i się uczyć... trudno, nie zdam, nie poprawie, jakoś to będzie. Czekam jeszcze na wyniki z m2, ale nadzieję na 3 są bardzo małe...

No koniec użalania się nad losem, sesją i niedzielą (a można ją było tak miło spędzić...) Czas iść się uczyć...

piątek, 10 lutego 2017

Piątek


W sumie nie wiem co napisać zacznę od tego że Vixen puścił fajną płytę i polecam.

Ogólnie mam wy...... na wszystko ale siedzę w menadżerskiej i oczywiście zastanawiam sie po ch.. mi to ale spoko pouczę się gotowców może się uda. czekam jeszcze na cudowną ocenę Mudy...

P. coś długo nie wraca ale może i dobrze bo jak codziennie nie ma kolacji

Dobra koniec użalania się na zwariowany świat czas ze smutkiem brać się za notatki...

czwartek, 9 lutego 2017

Czwartek

Mój dzisiejszy dzień wygląda tak jak to zdjęcie. Jutro egzamin z makro2 a ja o kawie i 3 pączkach od K. na lekkim kacyku próbuje przebrnąć przez gotowce (oby się powtórzyły).... oczywiście towarzyszą mi niechcemisie, brak motywacji i chęci zdobywania wiedzy....
I zaje.... chce mi się spać, chociaż to mnie nie dziwi jak się siedzi po nocach...

wtorek, 7 lutego 2017

Wtorek

No to po pozytywnym nastawieniu nie ma śladu, wystarczył jeden poniedziałek...

Miałam wczoraj egzamin i z moim zajebistym szczęściem musiałam trafić na tą najgorszą grupę i najtrudniejsze pytania. Kogo by coś takiego nie nastawiło negatywnie do świata? Plus informacja że poprawa wyznaczona jest na ten sam dzień co 2 inne trudne poprawy... No dobra może i nie mam wyników ale z pechem jaki mi towarzyszy to pewnie czegoś nie zdam, nie oszukujmy się.

Dziś walka z makroekonomią! Czas zacząć po wygranej bitwie z pełnym zlewem zrobię herbatkę i siadam do nauki...

Jutro ma Katy wbić pić, nie jestem zachwycona ale cóż może jakoś przełożenie... może jakoś to będzie... vamp czasem spadał na 4 łapki może i teraz spadnie...

Nie ma co gdybac czas się uczyć!

niedziela, 5 lutego 2017

Niedziela

Niedziela dzień lenia. Dopiero wstaliśmy z wyrka i już zdążyliśmy się pokłucić o pierdołe... Ale to już chyba standard i przyznaje że coraz bardziej mi to przeszkadza. No ale jak wytrzymałam 4 lata prawie to może jeszcze trochę wytrzymam chociaż coraz bardziej widzę że chcemy czegoś innego w życiu.

Postanowiłam pisać więcej na blogu, wiem że to nie pierwszy raz, ale staram się usystematyzować życie i zaczynać od małych rzeczy. Teraz będzie mi łatwiej bo mogę pisać na telefonie i w sumie w każdym miejscu w jakim będę miała na to chwilę czasu.

No ale dość obietnic, zrobię kiedyś posta o moich zamiarach zmian. A teraz czas na naukę bo sesja w pełni.

Do przeczytania.

PS. Na znaki interpunkcyjne nie liczyć.

niedziela, 29 stycznia 2017

Play lista na dziś

"a jednak układ jakiś
nie dobrych gwiazd
chyba wszystko na raz sprawia, że
jest mi źle"
" Proszę Cię bądź cicho i chodź
Uciekniemy gdzieś daleko
Proszę Cię bądź cicho i chodź
Nie pytaj po co ani dokąd
Proszę Cię bądź cicho i..."
" Przyjdź po cichu
Tylko szeptem do mnie mów"
"Ile razy towarzyszyło to uczucie pustki
Smutki wtedy topione były w morzu wódki
Skutki wyboru
Nie ma nikogo wśród nich żeby pomóc"