Jest sobotnie popołudnie, Piotrek przyciągnął mnie do rodziców. Jest mi mega zimno, mega samotnie, mega nudno. Nocą miałam problemy z snem i cholernie bolało, boje się szpitala. Może łapie mnie przeziębienie, sama nie wiem, ale spać mi się okropnie chce i głowa mnie ćmi i w ogóle jest chujowo. Tak, tak jak zawsze.
Rozpoczął się rok akademicki, zaczęły się zajęcia i kombinowanie z grupami i warunkami, ogólny chaos. Zaczęło się też kompletowanie papierzysk do dziekanatu. Narzekanie na plan zajęć sięga zenitu, szczególnie, że mijamy się z Misiem.
Propo Misia moja miłość rośnie niewyobrażalnie i przeraża mnie coraz bardziej. Co będzie jak go stracę? Nie chce o tym myśleć, ale najprawdopodobniej umrę.
Zaczęłam pisać ten post po 15 a kończę o 20:55. Miałam cichą nadzieję na spędzenie dnia jak na zdjęciu wyżej, i jak zwykle moje plany trafił szlak. Plecy bolą, wena uciekła, życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz