to wszystko zaczyna stawać się coraz poważniejsze i nie wiem czy nie za szybko. wiem, że mnie potrzebuje, że chciałby mieć mnie przy sobie, że chce żebym spędzała czas w pobliżu, żebym mu pomagała, ale w ogóle nie myśli jak ja się czuje, jak czują się jego bliscy. dziwnie jest siedzieć w jego domu i coś robić... obco. tym bardziej teraz. nie wiem jak się zachować, odezwać, nawet do Małej. nie umiem zajmować się dziećmi, nie mam instynktu macierzyńskiego, nie ciągnie mnie do małych dzieci, podejrzewam, że gdyby było inaczej sama chciałabym zostać matką. nawet jak czuje się w miarę swobodnie przy jego rodzeństwie, gdy widzimy się gdzieś tam, to przestaje się tak czuć będąc u niego. chciałabym spędzać z nim czas, więcej czasu, ale nie za taką cenę. wracam do domu i myślę co zrobiłam nie tak, co mówią, jak mnie odebrali, jak ocenili...
często też myślę co on sam o mnie myśli, jak mnie postrzega, co czuje tak naprawdę? coraz częściej mam wątpliwości co do jego uczuć, niby mówi, że kocha, niby to okazuje od czasu do czasu, ale... może to objaw tęsknoty, może strachu? nie mam pojęcia, jednak jest.
a co ja sama czuję? trudno określić. jednak pewna jestem tego, że mi go brakuje, tęsknie za nim, jego obecnością, nawet wrednymi przytykami. jest w tej tęsknocie coś głębszego. podświadomie cały czas o nim myślę, zasypiam i budzę się z myślą o nim. jest pierwszą osobą do której czuje coś takiego. boję się tego uczucia.
na początku nie myślałam, że będziemy razem, że będzie nam na sobie tak zależeć, że mi będzie na kimś tak zależeć... pomyślałam czemu nie spróbować, wydaje się inny niż cała ta banda (nie wiem jak ich nazwać). nie wiem czy tak jest. faktycznie różni się od większości facetów. z czasem stał się ideałem, widzę jego wady i nie brak ich, ale widzę też jego urok. potrzebowałam czasu żeby zauważyć jego męskie rysy twarzy, może one z czasem się pojawiły, z wiekiem, problemami. możliwe. musiałam się też przyzwyczaić do jego ciała, do tego, że nie muszę się powstrzymywać przed przytuleniem się, że nie muszę udawać i mogę przy nim być sobą. chyba mogę mu ufać, a przynajmniej to robię, w najgorszym przypadku się pośliznę...
to czego boję się najbardziej, to to, że nie będę w stanie odejść, gdy będzie mi źle. w końcu nie wiemy jak będzie się układać życie razem, wspólne mieszkanie, wspólne decyzje, odpowiedzialność... boję się tego, a jednocześnie chciałabym. czas pokaże...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz