niedziela, 22 czerwca 2014

mój ostatni tydzień...

Nie wiem od czego zacząć... Najlepiej od początku. Wiem, ale gdzie jest początek? Normalnie zaczęłabym od tego co mnie najbardziej boli, więc na przekór wszystkiemu zacznę od tego co mnie cieszyło.
W piękne wtorkowe popołudnie doszłam do wniosku, że jednak nie pomyliłam się z wyborem rachunkowości. Skąd ten wniosek? Otóż stąd, że dostałam z egzaminu 4 i wciąż jestem w szoku wielkim, ogromnym, mega szoku. Nie uczyłam się przejrzałam zadania nie zwracając większej uwagi na to czego nie potrafię i udało się. Ale, ponieważ w przyrodzie nic nie ginie i co dobre musi mieć swoje wyrównanie... dostałam 2 z makro i kolejny egzamin napisze we wrześniu. Więc dzisiejszą poprawkę z FM także sobie odpuściłam, zresztą nie nauczyłabym się w takim czasie i stanie. A tak mam na to calutkie wakacje...
A propos stanu, robiliśmy dziś internetowy test na depresje i co wyszło vampirkowi? Oczywiście, że stan depresyjny podlegający leczeniu farmakologicznemu po uprzedniej konsultacji z psychologiem... Ale, co ciekawsze Uli wyszła głęboka depresja. Możliwe, nie powiem że nie. Ostatnio jest inna to nie ta Ula biegająca po korytarzach podstawówki i gimnazjum, nie jest to też Ula z liceum wesoła zwariowana i kolorowa. Ta Ula jest szaro-czarna, rudy wyblakł, ubrania straciły blask jakby sprane, a Ula uśmiech. Nie wiem czym jest to spowodowane. Może wiekiem? Może przeprowadzką? Nie wiem, ale skutkami jest izolacja od innych, rozłączanie telefonów, ciągłe siedzenie w domu i oglądanie seriali, zerwanie z Oskarem. Mimo wszystko szkoda mi jej i tęsknie za tą zwariowaną Ulcią.

Idą wakacje. W sumie ja już je mam. I boje się jak będą wyglądać. Zmieniłam się. Chyba z wiekiem, chociaż nie czuje tego wieku, co więcej wydaje mi się bardziej, że się cofam nie rozwijam. Niby wydaje mi się, że jestem poważniejsza, a z drugiej strony głupsza. Rozumiem coraz więcej i coraz mniej jednocześnie. To znaczy, rozumiem świat wokół mnie, ale nie rozumiem siebie (moich zachowań, emocji) i mojego życia (rodziców, Miśka, Lublina, wsi) i moich studiów (w sensie tematów wykładów, materiału). Nie wiem co dalej. Co będzie jak nie zdam poprawek? Jak będzie układało mi się z Miśkiem? Jakie będą reakcje rodziców? Tych ostatnich nie przewiduje od niedawna. Rodzice mnie zaskakują i nie wiem czy mam się cieszyć czy bać. Jednak nic nie poradzę. Jedyne co mogę zrobić, aby poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania, to czekać na to co będzie.
To był jeden aspekt zmian zaobserwowanych w moim życiu. Ten psychiczny, duchowy, głęboki, nie widzialny gołym okiem... Jest jeszcze płytszy, wizualny. Krótko mówiąc zaniedbałam się. Po prostu. Moja twarz jest beznadziejna, nie widuje kremów, maści, toników, i innych cudów mogących jej pomóc. Rzadziej widuje podkłady, cienie i te wszystkie kochane moje mazidełka, bez których dawny vamp nie mógł się obejść. Pęseta wylądowała w koncie razem z odżywką do paznokci i balsamami do ust. Włosy skrócone do maksimum, wypadające, bez życia, w kolorach od średniego brązu po żółty. Waga się chwieje, bo co z chudnę to zaraz przytyję. Ubiór kończy się najchętniej na spranej bluzie Młodego, dżinsach i trampkach. A jednak inaczej czuje się dziewczyna, która wstanie z łóżka, ładnie się ubierze, umaluje, założy szpilki. Tyle, że jakoś nie mam ostatnio na to ochoty... 
Podsumowując ten mój vampirzy monolog stwierdzam, że studia mi nie idą, przyjaciele się zmieniają, ja popadam w dziwny stan obojętności, boje się przyszłości, ogarnia mnie tęsknota za Miśkiem i brak ochoty na wszystko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz