poniedziałek, 30 czerwca 2014

"Przemierzamy cały świat,
Przemierzamy wszechświat,
Dobijamy do bram i tam oczekujemy wejścia.
Cały ten świat jest u stóp nam,
Cały świat jest u stóp, bracie, siostro ma."



niedziela, 22 czerwca 2014

co się dzieje z tym światem...

Idąc kilka dni temu, wieczorem ulicami Lublina doszłam do wniosku, że nie poznaje świata, który mnie otacza. Mijały mnie trzy dziewczynki w wieku 5-6 lat i rozmawiały o kosmetykach, a raczej jedna drugą uczyła wymawiać słowo "eyeliner". Ja w ich wieku nie wiedziałam co to jest cień do powiek czy tusz do rzęs... No dobra z cieniem przesadziłam, miałam zestaw małej kosmetyczki i malowałam lalki cieniem dla dzieci i malutką szminką... Ale eyeliner? Bez przesady. 
Idąc dalej, już moją ulicą, popatrzyłam na boisko, a tam kolejna trójka tym razem chłopców na oko 13-14 letnich niby gra w piłkę. No spoko. Fajnie nawet, ale po chwili jeden z nich wyciąga szlugę i odpala... Może jestem dziwna, ale ani sobie nie przypominam żeby, ktoś z moich znajomych w tym wieku palił, ani nie wyobrażam sobie, żebym sama, będąc takim szczylem, odpalała fajki.
Przeraża mnie ten dzisiejszy świat. Łatwo dostępne używki, mini modelki, bezstresowe wychowanie i brak cenzury... Co będzie za te 10lat, gdy (nie daj Bóg) sama będę miała dzieci? Jak wtedy będzie wyglądał świat? Mam nadzieję, że z wiekiem nie przywyknę do tego co się dzieje i nie dopuszczę, aby moja córka wyglądała na przykład tak:




mój ostatni tydzień...

Nie wiem od czego zacząć... Najlepiej od początku. Wiem, ale gdzie jest początek? Normalnie zaczęłabym od tego co mnie najbardziej boli, więc na przekór wszystkiemu zacznę od tego co mnie cieszyło.
W piękne wtorkowe popołudnie doszłam do wniosku, że jednak nie pomyliłam się z wyborem rachunkowości. Skąd ten wniosek? Otóż stąd, że dostałam z egzaminu 4 i wciąż jestem w szoku wielkim, ogromnym, mega szoku. Nie uczyłam się przejrzałam zadania nie zwracając większej uwagi na to czego nie potrafię i udało się. Ale, ponieważ w przyrodzie nic nie ginie i co dobre musi mieć swoje wyrównanie... dostałam 2 z makro i kolejny egzamin napisze we wrześniu. Więc dzisiejszą poprawkę z FM także sobie odpuściłam, zresztą nie nauczyłabym się w takim czasie i stanie. A tak mam na to calutkie wakacje...
A propos stanu, robiliśmy dziś internetowy test na depresje i co wyszło vampirkowi? Oczywiście, że stan depresyjny podlegający leczeniu farmakologicznemu po uprzedniej konsultacji z psychologiem... Ale, co ciekawsze Uli wyszła głęboka depresja. Możliwe, nie powiem że nie. Ostatnio jest inna to nie ta Ula biegająca po korytarzach podstawówki i gimnazjum, nie jest to też Ula z liceum wesoła zwariowana i kolorowa. Ta Ula jest szaro-czarna, rudy wyblakł, ubrania straciły blask jakby sprane, a Ula uśmiech. Nie wiem czym jest to spowodowane. Może wiekiem? Może przeprowadzką? Nie wiem, ale skutkami jest izolacja od innych, rozłączanie telefonów, ciągłe siedzenie w domu i oglądanie seriali, zerwanie z Oskarem. Mimo wszystko szkoda mi jej i tęsknie za tą zwariowaną Ulcią.

Idą wakacje. W sumie ja już je mam. I boje się jak będą wyglądać. Zmieniłam się. Chyba z wiekiem, chociaż nie czuje tego wieku, co więcej wydaje mi się bardziej, że się cofam nie rozwijam. Niby wydaje mi się, że jestem poważniejsza, a z drugiej strony głupsza. Rozumiem coraz więcej i coraz mniej jednocześnie. To znaczy, rozumiem świat wokół mnie, ale nie rozumiem siebie (moich zachowań, emocji) i mojego życia (rodziców, Miśka, Lublina, wsi) i moich studiów (w sensie tematów wykładów, materiału). Nie wiem co dalej. Co będzie jak nie zdam poprawek? Jak będzie układało mi się z Miśkiem? Jakie będą reakcje rodziców? Tych ostatnich nie przewiduje od niedawna. Rodzice mnie zaskakują i nie wiem czy mam się cieszyć czy bać. Jednak nic nie poradzę. Jedyne co mogę zrobić, aby poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania, to czekać na to co będzie.
To był jeden aspekt zmian zaobserwowanych w moim życiu. Ten psychiczny, duchowy, głęboki, nie widzialny gołym okiem... Jest jeszcze płytszy, wizualny. Krótko mówiąc zaniedbałam się. Po prostu. Moja twarz jest beznadziejna, nie widuje kremów, maści, toników, i innych cudów mogących jej pomóc. Rzadziej widuje podkłady, cienie i te wszystkie kochane moje mazidełka, bez których dawny vamp nie mógł się obejść. Pęseta wylądowała w koncie razem z odżywką do paznokci i balsamami do ust. Włosy skrócone do maksimum, wypadające, bez życia, w kolorach od średniego brązu po żółty. Waga się chwieje, bo co z chudnę to zaraz przytyję. Ubiór kończy się najchętniej na spranej bluzie Młodego, dżinsach i trampkach. A jednak inaczej czuje się dziewczyna, która wstanie z łóżka, ładnie się ubierze, umaluje, założy szpilki. Tyle, że jakoś nie mam ostatnio na to ochoty... 
Podsumowując ten mój vampirzy monolog stwierdzam, że studia mi nie idą, przyjaciele się zmieniają, ja popadam w dziwny stan obojętności, boje się przyszłości, ogarnia mnie tęsknota za Miśkiem i brak ochoty na wszystko...

środa, 11 czerwca 2014



"Chodź, pokażę ci kolor mego szczęścia
Dziś, pod palącym słońcem Śródmieścia
My zbudujemy piramidę z marzeń
I otwórz oczy na świat, zwiedzimy go razem
"

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Okrucieństwo losu

Dlaczego wszystko zło tego świata się kumuluje??
Zaczęło się od zbitego talerzyka, a skończyło na sesji poprawkowej... tak w wielkim skrócie.
No więc otwierając lodówkę zbiłam talerzyk Klaudii, po czym pokłóciłam się z Ulą, następnie dowiedziałam się że mój brat ma 4 zagrożenia i wpadł w złe towarzystwo, w tym samym czasie (co ważne nie będąc w pokoju) zalałam laptopa stojącego na łóżku (telepatycznie widocznie, ale mniejsza). Następnego dnia, po całym poprzednim wieczorze nauki i całym poranku, zepsułam zamek w torebce i poszłam na egzamin, który jak się okazało oblałam i mam sesje we wrześniu (zamierzamy walczyć żeby nie wrzesień). W piątek zawaliłam poprawkę kolokwium z angielskiego, a wieczorem przyjechał Miś, w sumie to w nocy. Rano obiecałam sobie, że mimo tego, że jadę do domu, będę się cały weekend uczyć. skończyło się na tym, że wstaliśmy po 10, wyjechaliśmy o 11, a w domu byłam po koło 13... Po czym miałam milion zajęć, aby tylko się nie uczyć, jednak usiadłam do nauki po 16 chyba na dworze i super mi się uczyło, choć do czasu, bo komary nie dały siedzieć za długo. Dlatego przeniosłam się do domu i siedziałam do 1 zasypiając na notatkach z telefonem w ręku. Niedziela minęła spokojnie, mimo wieczornej kłótni z Miśkiem, której okropnie żałuje. (On się nie odzywa a ja tęsknie, ale niech przetrawi wszystko może się z powrotem ułoży między nami. To osobna historia jest tak w ogóle...).
Optymistyczne aspekty ostatnich dni:
  1. Komputer jest cały, suchy i sprawny. Odzyskany dziś po południu.
  2. Wizyta Piotrka ukoiła moje nerwy chociaż trochę.
  3. Mam cudowne psy.
I to by było na tyle. Czas wracać do nauki. Jutro druga poprawka z angielskiego, najwyższy czas zdać! 

poniedziałek, 2 czerwca 2014