Prze świętami mnóstwo pracy, przygotowań, nieprzyjemności, ale o dziwo bez wojen domowych i kłótni, za co jestem wdzięczna.
Wigilia pracowita, aż za bardzo i wieczorem było nerwowo, a po telefonach rodziców przykro. Ale mam najlepszego faceta świata i będę to zawsze podkreślać, wspierał i zaskakiwał przez cały wieczór. A przy wigilijnym stole w blasku choinki zaskoczył najbardziej.
Boże Narodzenie było pod znakiem przyjaźni i alkoholu a co za tym idzie było przyjemne do czasu aż goście wyszli i alkohol przypomniał w jakim stężeniu płynie w żyłach. Stawy mi tego szybko nie zapomną, a przyjaciółka kiedyś się zemści...
Drugi dzień świąt zaczęłam od samolotu i szklanki wody z cukrem oraz barszczyku i boczku. Myślę że prysznic też pomógł... Jak już stanęłam na nogi trzeba było wsiąść w samochód z dzieckiem oczywiście na kolanach i zawieźć ostatnie prezenty, a i nowiny. Czyli drugi dzień świąt był rodzinny. Mnóstwo hałasu i rozmów. Zaskoczeń i milczenia. Dziwnie było ale byłam na innej pozycji niż do tej pory i dobrze się czułam. A najlepsza decyzja był nocny powrót do domu.
Trzeci dzień świąt był wkoncu dniem odpoczynku w naszym domu z naszą malutką książniczka.
Tak te święta zapamiętam na długo.