niedziela, 30 lipca 2017

niedziela

Hmm od czego tu zacząć? A! Już wiem, od narzekania! Jak ja się mogę źle czuć... ten upał mnie wykończy... głowa mi pęka i się kręci, nogi odpadają, nadgarstki bolą jak cholera. Ciężkie jest życie z chorobą... życie z chorobą jest cięższe gdy nikt cie nie wspiera a każdy cie wkurwia... matka swoimi idiotycznymi pytaniami w stylu "dlaczego założyłaś te spodnie? czemu nie chcesz sałaty?" i P. swoją ciszą... mój brak chęci do życia dodatkowo rośnie z faktem siedzenia na tym pierdolniku i spierdolonymi planami jakie by nie były jak blisko do ich realizacji by nie było... Mam mega ochotę się stąd wyrwać, mieć powód żeby się upodobnić do człowieka, pomalować, ubrać i po prostu gdzieś się udać, gdziekolwiek o dziwo między ludzi... ale tymczasem musi mi wystarczyć obejrzany Suits odpalony Kapitan Ameryka, dwa smsy od P. i marudna Danka na urlopie... KILL MEE!

czwartek, 20 lipca 2017

Środa/Czwartek

Już prawie północ, a ja stwierdziłam, że chyba czas coś napisać, nawet bardziej skomentować ostatni czas. Wiem, że wszystkie moje posty są praktycznie takie same: D. i wojny domowe, P. i big love, i ogólne narzekanie na studia i życie. Dzisiejszy nie wyjdzie poza schemat.

Aktualnie odbywam opierdoling u rodziców, gdyż od 7 lipca mam wakacje, a dziś dowiedziałam się, iż trwają one aż do października jak nigdy praktycznie. Czy się cieszę? Średnio bo fakt faktem jest to dodatkowy miesiąc laby ale jednak jest to dodatkowy miesiąc u rodziców i dodatkowy miesiąc bez P.  Przyznam, że chciało mi się jakichś fajnych wakacji z ludźmi, których uważam za przyjaciół, w jakichś fajnych miejscach, a wychodzi na to że będą kolejne wakacje z rodzicami i wojną domową. No cóż...

W moim życiu te wojny chyba są na porządku dziennym i na każdym polu. Ostatnio musiałam wiele spraw przemyśleć i poukładać w głowie. Kłótnie w związkach są czasem konstruktywne. Po ostatniej, ostrej, dotkliwej, zażartej potyczce z P.  musiałam przejrzeć na oczy, prawie straciłam ostatnią rzecz, a raczej ostatniego człowieka dla którego w ogóle oddycham. Wiedziałam, że cholernie mi na nim zależy, że chce z nim żyć, ale jestem bardzo egoistyczna i naiwna i chce ciągle więcej i jednocześnie chce tego uczucia, które było na początku, tych namiętnych pocałunków, jego ciepła niezależnie od tego kto patrzy co myśli, chce spojrzeć w jego oczy i zapomnieć ze świat istnieje, tego pożądania które było między nami... Musze się pogodzić z tym, że to minęło i nie wróci i nic z tym nie zrobimy. Zauważyć i docenić wspólne posiłki, docinki przy zakupach, wspólne gotowanie, sprzątanie i filmy. Jakoś żyć razem.. Zauważać takie chwile jak ostatnia niedziela, czułam się szczęśliwa jak był. Widzę jak go boli, że się między nami nie układa, i widzę jak tęskni teraz gdy pracuje i nie ma "nas". Mnie też zajebiście boli, nic nie poradzę, cholernie go kocham i chciałabym dla niego jak najlepiej. Powtarzam sobie: "to tylko 3 miesiące a już pół miesiąca za nami."

Jakoś przetrwamy te 3 miesiące. Powinnam pisać pracę kolejną skoro P. już obronił swoją to w tym roku moja kolej będzie na obronę.. Nie chce mi się, szukam innych zajęć bo nie wiem jak zacząć. Chciałam napisać te najgorsze rozdziały i dlatego ciężko się zmobilizować... Może w Lbn szybciej bym z braku zajęć do tego usiadła, chociaż obawiam się że moje dobre dusze by mi umiliły czas...

Co do dobrych dusz to jest w moim życiu kolejna mniej... Doszłam do wniosku, że koniec z problemami osób którym "nagle zawalił się świat" a tak naprawdę życie do nich zawitało i zobaczyli jak zajebiście się czuje człowiek któremu nie dadzą rodzice milionów, który musi się sam zatroszczyć o siebie, walczyć aby mieć. Nie mam siły słuchać jak jest ciężko, gdy wymyśla się samemu problemy gdzie ich nie ma. I nie chce w życiu takich osób.

Nie chce też wojen z rodzicami, ale te się nigdy nie skończą. Ich nie wyrzucę z życia bo to jednak moja najbliższa rodzina. Nawet jak klne na nich to i tak moi rodzice i brat. Ńie przyznaje ale martwię się i nie wyobrażam życia bez nich jak każdy normalny człowiek... A podupadają na zdrowiu i nic z tym nie zrobimy... Ich wybór bo ich życie a człowiek w życiu nic nie musi...

Łatwiej w życiu sobie powtarzać że musisz coś zrobić bo tak się wydaje ale tak naprawdę wybieramy co robimy i jak się układają niektóre części składowe naszego życia. Ostatnio powtarzam sobie, że muszę schudnąć bo się w nic nie mieszczę. Muszę ćwiczyć. Muszę pójść do szpitala bo chce odstawić te gówniane sterydy. Muszę napisać pracę, znaleźć pracę. Muszę, bo chce...

No i może pozytywnym akcentem tego pesymistycznego vampirzego wywodu o "zwariowanym świecie wokół smutku" będzie ta nutka przy której zaczynałam pisać...



środa, 12 lipca 2017

Nie...

Nie żyć.
Nie być.
Nie istnieć.
Nie zawodzić.
Nie obiecywać.
Nie rozczarowywać.
Nie denerwować.
Nie chcieć.
Nie marzyć.
Nie czekać.
Nie tęsknić.
Nie cierpieć.
Nie kochać...