Sesja skończyła się 5 lipca oficjalnie, moja zakończyła się jeszcze w czerwcu niezaliczonym egzaminem, który mam zamiar poprawić we wrześniu. początek wakacji był jaki był, sama tak wybrałam, w końcu ja ustalałam daty. w poniedziałek pojechałam na oddział do kochanej P. Prof. M., ale nie tęskniła chyba za mną i szybko wypuściła do domu. nie mam pojęcia czy się cieszyć szczególnie, że dziś czuje się chujowo... boli mnie i kurde nie wiem z jakiego powodu, ale trudno, nie miałam ochoty tam siedzieć.
Jako zakończenie sesji, no i od razu początek wakacji, przesiedziałam w lublinie prawie na darmo tydzień. jednego dnia prze leniliśmy się z P. innego przyszła K. z P. i przesiedzieliśmy wspólnie wieczór, następnego poszliśmy na kabaret i czas leciał strasznie szybko i miło.
A teraz jest średnio, tęsknota ogarnia mnie z każdej strony, w końcu mamy czwartek, a widziałam go w niedzielę... nerwów też nie brakuje, nie dogodzimy w życiu wszystkim, więc nerwy towarzyszą w tym domu na każdym kroku. tak było, jest i wątpię w zmiany...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz